BLASKI I CIENIE POD ŻAGLAMI – KACZMAREK WIESŁAW, PREZES POLSKIEGO ZWIĄZKU ŻEGLARSKIEGO NAWOŁUJE DO DEBATY.

Kaczmarek Wiesław, Prezes Polskiego Związku Żeglarskiego,
nawołuje do debaty o sporcie żeglarskim, po tym jak owocem występu w Rio była wynikowa porażka.
Prezes, zapewne w wyniku rozmów w gronie osób ze szczytu zarządzania, a właściwie administrowania ( bo nie wiadomo, którą formę wolą teraz ci, którzy tym zarządzali), o zasięgu szkolenia dla potrzeb olimpijskich, dowiedział się, że ta nomen omen szczątkowa ekipa jest świetnie wytrenowana i dwa medale będą. No i też wszystkie miejsca w szóstce będą, nawet gdyby tych medali jakimś cudem nie było ( mówił przed wylotem do Rio).
Tak to rozumiem, po wyśledzeniu wypowiedzi i informacji z różnych, w tym oficjalnych portali PZŻ.
Mija właśnie dwa miesiące od powtórnego nawoływania prezesa do dialogu na ten, sportowy temat.
I nic się nie pojawiło więcej, co mogło by na to wyglądać. Poza moim wpisem na blogu KAJCOACH.
Czy brakuje ludzi, którzy coś więcej wiedzą o problemach występujących w stylu zarządzania wynikiem sportowym? Nie?
To może brakuje ludzi odważnych lub którym nie odpowiada to, jak postawiona jest teza lub nie wiedzą czyją trzymać stronę?
Jest to możliwe?
Oceńcie sami.
Natomiast kilka zbiorczych zdarzeń i punkt widzenia dla tej dyskusji – dialogu o stanie polskiej niemocy. Bo takie tendencje ilościowo najbardziej się pojawiły w okresie od października, do lutego. Są to:
Wywiad Moniki Bronickiej z Andym Zawieją i Tytusem Konarzewskim.
Wywiad Moniki Bronickiej z Piotrem Wojewskim i Markiem Chocianem.
Wywiad Moniki Bronickiej z Prezesem
Przemowa Prezesa na Galii PZŻ.
Chamery expose o stanie poolimpijskim, że jest ok, z odrobiną braku szczęścia. ( wszystko na sailing.org.pl)
I moje expose omawiające j.w., jak dotychczas ostatnie. Czyli zbierające opinie j.w. i własny komentarz,
na portalu SAILS.PL. „ KAJCOCH”. ( nie zaś na stronie sailing.org.pl- a to byłoby łatwiej dla prezesa i dla wszystkich poszukujących opinii na zadany przez prezesa temat).
„Można nazywać rzeczy różnie, ale tą rzecz musimy nazywać jak jest, wg standardów naukowych, rzeczowych bardziej, niż wg. ludowych uogólnień i kompilacji „ budowanych przez tych, którzy mają interes, aby nie oceniać krytycznie rezultatów przygotowań w ostatnich czterech latach oraz wyników w Rio.
Jak widać po wypowiedziach Prezesa PZŻ, nie jest tak, że polska reprezentacja wróciła z Rio wykonując spodziewane, oczekiwane efekty wynikowe.
Ten fakt z Rio, był jądrem atmosfery apatii prezesa nie zdobycia miejsc w całości, które byłyby adekwatne do użytych wielkich środków finansowych, objętości pracy i „obietnic”.
Także apatii MS, zawodników i osób, które też mają prawo obywatelskie, żeby skomentować nie tylko wyniki ostateczne, ale wszystkie inne działania, które zwykle przyczyniają się do sukcesów bądź porażek.
Dla przejrzystości komentarza podzielmy ten mój „dialog” na dwie części.
1. Występ w Igrzyskach w Rio i rezultaty względem oczekiwań, notowań.
2. Rezultaty i charakter pracy szkoleniowej w całym doolimpijskim szkoleniu oraz dla kwalifikacji do Igrzysk poszczególnych konkurencji.

Trochę dużo, żeby ten komentarz/element dialogu był dość krótki.
Przecież to co stało się zgodnie z tym co w punkcie pierwszym już w większości napisałem w KAJCOACH.pl : „Podsumowanie sezonu żeglarskiego”, swego rodzaju burleska na esej pana Tomasza Chamery, jeszcze wice prezesa od sportu w PZŻ, z początku stycznia, ( sailing.org.pl).
AD.1.
Wyniki wszystkich zawodników nie spełniają oczekiwań ich samych i tzw. „kierownictwa”.
Najdrastyczniejszą, najdotkliwszą porażką były jednak wyniki najbardziej egzaltowanej/eksponowanej/ exportowej grupy, czyli RSX kobiet i RSX panów, od lat wykorzystując wysoki stopień możliwości, korzystnych, polskich specyficznych warunków, będąc najlepszą z dużych grup narodowych.
Sposób działania przygotowawczego w obrębie badań tras w Rio oraz mentalnego „rozgrzania”zawodników był nieskuteczny.
AD.2
Równorzędnie ważny jest ten okres ostatniego 4-ro lecia. A właściwie znacznie większego okresu czasu, nawet całego, 16 -to letniego okresu dominacji jednego człowieka mającego wpływ zasadniczy na decyzje, mające wpływ na funkcjonowanie jakościowe szkolenia. Z całym metodycznym, strategicznym i „personaliowym” pakietem tych działań.

Mamy więcej porażek niż te, które pojawiły się w samym Rio. Widać je, gdy otworzy się wszystkie drzwi PZŻ-towskiej działalności. I taką drogą zbliżymy się do określenia poszukiwanych wartości, które wpływają na ten olimpijski rezultat. Samo się nie zepsuło.
Mamy nie zakwalifikowanie 4-ech konkurencji, ( CZTERECH, tj 40% całości), które są od dawna w polskim żeglarstwie, a ich udział choćby w Igrzyskach był oczywisty dotychczas. ( 49-er FX jest młodą konkurencją, ale nie należy jej nie ujmować po stronie strat, bo nie jest szczytem niemożności w polskich warunkach).
Nie zakwalifikowaliśmy następujących klas: FINN, LASER RADIAL kobiet, 470 mężczyzn.
W tych konkurencjach mieliśmy zawsze olimpijski poziom. Klasa 49-er FX kobiet jest nową, najłatwiejszą konkurencją w aspekcie takim, że gdyby myśleć, że ponieważ mamy niezłą jedną załogę na dobrym , międzynarodowym poziomie w dwójkach żeglarskich, to powinniśmy mieć zaplecze szerokie, które by o poziomie Agnieszki i Irminy , jako pochodnej systemu szkolenia, świadczyło.
NIE ! Ta załoga jest efektem nie pracy Związku nad tą konkurencją, lecz przypadkiem. Efektem jednostkowym, pewnej klubowej mobilizacji z klubu Pogoń.

Tez należy ocenić dla przejrzystości osobno konkurencje 2-ch DESEK i 8-u konkurencji łódkowych. Różnice są tu duże i dla czystych profesjonalistów dość diametralne.

Deski permanentnie od 25 lat rozwijały się pod kuratelą dużych finansów państwowych i mody na deski podpieranej rodzicielskim akcjonariatem. A dodatkowo, co może najważniejsze, stały się solidną bazą dochodową dla sporej części jej uczestników. Inaczej niż przy pozostałych konkurencjach. I to diametralnie. Nie można było łatwo zepsuć tego, wyżej przedstawionego konglomeratu cech wartości, przy stosunkowo, technicznie i technologicznie łatwej dyscyplinie. W której szeroki, wychwalany powszechnie etap szkolenia, dość uciążliwy, przez łódkę Optymist, może wręcz nie istnieć !!!
To co wyżej, potrzebowało głównie organizacji dla realizacji dni treningowych w okresie 12 miesięcy rocznie. I władze ministerialne i związkowe chętnie to umożliwiły.
Tak powstało to co mamy.
Ale wynik olimpijski, jako kropka nad „i”, już nie był tak łatwo osiągalny. (Mowa o deskach).
Na 5 występów olimpijskich od Sydney do Rio, aż 4-ry razy wróciliśmy na tarczy, a tylko raz z tarczą , żeby użyć tu słów Prezesa. A ludzie rządzący/odpowiadający za ten stan, przez ten czas byli ci sami.
I to ta statystyka dopiero pokazuje, że stan wtajemniczenia, w tym sporcie żeglarskim, ma duże braki, a jest bezwarunkowy.
I tu słowa Wiesława Kaczmarka, prezesa, o tym, że jeśli nie znamy przyczyny to może się należy do tego przyznać. Być może Panie Prezesie, znalazły by się osoby, idąc za pańskim tokiem myślenia, które potrafią to zdefiniować. Może było by nawet parę takich opinii. Ale jedno wiadomo już na pewno, że nie powstaną one w PZŻ, przy obecnym składzie osób mających za sobą czyny wyraźnego psucia delikatnej strefy budowania najwyższej jakości szkolenia. Jakby ta strefa była nic nie znaczącym kawałkiem farby, a nie fundamentem całej konstrukcji. ( Pan Prezes jako budowniczy szpitala to wie).
Ok 7 lat temu, próba dokonania takiego przeglądu „fundamentu” całej konstrukcji, której Pan Prezes szuka teraz, ujawniła totalny stan „spróchnienia” podstawowych gwarantów/ narzędzi szkolenia doolimpijskiego. I jak pokazuje obraz z tamtego okresu, o którym informowałem Pana Prezesa osobiście, nie wytrzymał ataku nie akceptacji tzw. środowiska. Środowiska interesów, z Chamerą na czele.
To nie jedyny przykład bezsilności doświadczenia i szkoleniowych, faktycznych umiejętności, z zagraniami ludzi o kompilacjach politykierstwa, władztwa, niewykształcenia, niewiedzy gnieżdżącej się w administracji związkowej.
To co da się wyczytać z pańskich, Panie Prezesie wypowiedzi, ale bardziej z tego co jest między wierszami pańskich wypowiedzi, reakcji po olimpiskiej traumie z Rio, dopiero po Rio, wygląda na Pańską, jednak refleksję. Bicie w piersi.
I oby przyniosły rzeczowe zmiany sposobu budowania „fundamentu” nie tylko na Tokio, ale na dwie kolejne olimpiady.

Znacznie większy dramat jest w sektorze konkurencji łódkowych. To sektor szkolenia, który pokazuje prawdziwą rzeczywistość polskich zdolności i możliwości szkoleniowych. Paraliżujący niedostatek w strukturach szkoleniowych i strategicznych.
Tu bowiem trzeba wprowadzać rozwiązania ze szczytu wiedzy metodologicznej i technicznej.
To także wynik większych trudności szkolenia łódek niż desek, że gdyby porównać łódki z „deskami”, to jest jak między baletem, a maratonem biegowym. ( można użyć także innych porównań) Ale można też spojrzeć wyżej na akapit zaczynający się od słów „Deski permanentnie”.
Ta administracja sportowa na przestrzeni ostatnich 16 lat coraz bardziej i sukcesywnie chowała braki w dziedzinie wiedzy i umiejętności kształtowania strategii rozwoju konkurencji łódkowych. Zasłaniając swoją indolencję Deskmi, grupą udaną, mocno zainwestowaną i zaopiekowaną, jak już wyżej napisałem.
Klasycznym potwierdzeniem indolencji „decydentów”, choć nie jedynym w swojej masie, jest fakt, gdy po śmierci Szosta, dyrektor Chamera zaanektował środki finansowe oszczędzane dla klasy Finn i RSX na 4-ty kwartał 2010 roku, na zakup Stara dla naszego reprezentanta, „bo tylko tym zakupem mógł ów zawodnik zyskiwać na kursie fordewind w Londynie.”
Już Andy przekonywał, że to nie tędy droga. No i co się stało w tym Londynie?
Otóż z analizy trackingowej wynikało jasno, że Nasza załoga straciła nawet szanse na złoto właśnie na fordewindach. Straciła co najmniej 30 punktów z wiatrem. To właśnie ten „drobiazg”, który „bos” polskiego sportu nazywa zwykle „zabrakło odrobinę szczęścia”. A ja wiem i Andy wie, że zabrakło wiedzy, jak żeglować z wiatrem i odpowiedniego treningu. Już wcześniej udowodnił to mój wychowanek rywalizujący w klasie Star, Maciej Grabowski.
Jak Państwo widzicie, istnieje diametralna różnica między wiedzą profesjonalną, a wiedzą domniemaną, która niestety dominowała przez szereg lat w samym PZŻ-cie. Dlatego przyjeżdżaliśmy z Igrzysk na tarczy, a i stan żeglarstwa łódkowego był i jest pochłonięty w chaosie i destrukcji.
To stan „Seksmisji” na polu naszej żeglarskiej, sportowej egzystencji.

Prezesa myślenie, objawione w Jego wypowiedziach, nie może stanowić pełnej analizy rzeczywistości, gdyż jak rozumiem nie każe nam uważać siebie za zawodowca.
Ale może ma pomysł jak zatrzymać ten fatalny marazm i próbę zawłaszczenia PZŻ-tu przez jego aktualnego oponenta, Chamerę, który już wiele razy obiecywał „gruszki na wierzbie”i doprowadzał ludzi doświadczonych i skutecznych w szkoleniu, do rozpaczy.
Nie dajcie się oszukać.
Stąd mój skromny głos w debacie, o którą zabiegał Prezes.
Z poważaniem
Trener Kajetan Glinkiewicz

Czytajcie mnie w dwóch tematach:
1. Jak żeglować szybko oraz
2. Blaski i cienie pod żaglami

Dodaj komentarz

Adres elektroniczny nie będzie publicznie widoczny.

*

*