BLASKI I CIENIE POD ŻAGLAMI – KOLEJNA PORAŻKA I SKARCENIE POLSKIEGO FINNA

FINN w POLSCE.

 

Czy epoka Finna skończyła się właśnie teraz, czy teraz jedynie nastąpił zwiastun tego przez  porażkę Kuli w Vilamourze??

To chytry miernotyzm, parafrazując wybitnego filozofa Bertranda Russella, doprowadził do upadku Polskiego Finna. Jak się też okazało, upadku doświadcza Finn w globalnym wymiarze. No i tym też musimy się zająć.

Ale najpierw szkic o tym jak i dlaczego i kiedy upadł Finn w Polsce i dlaczego dotknęło to najbardziej polską młodzież. Czy dziś, dzień 16 kwietnia 2021 przejdzie do historii polskiego żeglarstwa wyczynowego, jako dzień żałoby, po uśmierceniu polskiego, olimpijskiego Finna. Czy jeszcze 3 tygodnie? Uśmierceniu zaplanowanym, przez jad nieudolności, który zawsze dokonuje zniszczeń, choć dokonuje tego systemem powolnym.

Upadek polskiego Finna (mówimy tu o Finnie jako konkurencji olimpijskiej z udziałem polskiej młodzieży, żeby nikt kto ma Finna w domu, nie miał pretensji), rozpoczął się dwa lata po Sydney !

Dalej, musicie się dowiedzieć jak był budowany  jego dobrostan. Wtedy zobaczycie korelacje względem dwóch działań, żeby zrozumieć moje ostre słowa. Porównanie dwóch okresów, przed 2002 i po, powoduje frustracje i irytacje, nostalgię i złość. Zaraz przejdę do krótkiego opisu symbolicznych wydarzeń.

Polski Finn budowany był od lat pięćdziesiątych, krótko po tym jak został powołany jako klasa olimpijska.  Choć w tej biedzie Polska wystartowała w Igrzyskach dopiero w 1968 w Acapulco  (Meksyk). Był to Andy Zawieja i zajął 12 miejsce. Co ciekawe wygrał Walentin Mankin, który nota bene z Andym i Bracławem w jednym garażu heblowali drewniane maszty. Wala grabnął  najlepszy maszt i wyniósł go do swojej łódki  i na nim wygrał. To tylko jedna historia o masztach prawidłowo współpracujących z żaglem. A jest ich więcej. Bo historia się powtórzy  28 lat później w nowej Polsce, bazując    na  doświadczeniach ludzi kształtujących wysokie umiejętności sprzętowe w trudnych ekonomicznie czasach. Wtedy Finn był jedyną klasą jednoosobową w Polsce, choć po ok. 10 latach dostał do pomocy jednoosobową klasę OK’Dinghy juniorów.. To wsparcie nie było przez ówczesne władze optymalnie wykorzystane, choć w ogólnym wrażeniu jest epizod, że było.

Bo polski mistrz olimpijski Mateusz Kusznierewicz przed Finnem kilka lat edukował się na OK’Dinghy, zdobywając medale Mśw. i ME.

W trakcie tych prawie 70- ciu lat Finna i znakomitej transformacji technologicznej było dużo, dużych zmian. Ale to na inny artykuł. Wyróżniam dwa najważniejsze, najwybitniejsze okresy, które wyraźnie chcę nacechować jako APOGEA wynikowe.

Pierwsze Apogeum to z lat 80- tych, drugie z lat 90-ch. Za oba te wspaniałe szczyty odpowiada ANDY ZAWIEJA !

Pierwsze, to wyniki najpierw Ryśka Skarbińskiego w Moskwie (6m) i symboliczne zwycięstwo w KIELERWOCHE i medale Jacka Sobkowiaka, Henia Blaszki, Mirka Rychcika. Co dalej, to Andy odpowiada za powstanie możliwości zbudowania apogeum drugiego. Ten maszt, słynny węglowy maszt produkcji NZL, po Amerykaninie , który przegrał triale do Atlanty, wygrał Złoto w Savannah, gdyż był super skuteczny w warunkach słabego wiatru, który towarzyszył Finnistom prawie w całych regatach. Ten maszt, złoty maszt, został przez Andego załatwiony na kilka tygodni przed Igrzyskami.  Żeglowanie i wynik na tym zestawie, otworzył Mateuszowi bramę do niebios i sławienia Finna polskiego i swojego w kolejnych latach, do 2004 roku.

Ale póki co, nie mogę opuścić także symboli (medalowych juniorskich) którzy pokazują wysiłki w budowie tej konkurencji, przez wielu polskich Finnistów, tego środowiska, zdobywających też medale, jak Rysiek Skarbiński, Rysiek Blaszka, Romek Knasiecki, Dominik Życki, jeszcze raz Mateusz Kusznierewicz, potem w nowych już czasach, rozdrobnienia facetów między Finnem i Laserem, Michała Jodłowskiego, Miłosza Wojewskiego . ( chyba w tym nowym okresie kogoś pominąłem niechcąco).

Jeżeli jest jeszcze kolejny okres który rysuje jakąś konieczną do nazwania cechę, to jest to okres po 2002 roku. I nie dajcie się zwieść, medalem Mateusza w Atenach w 2004 roku, bo to końcówka zaplanowana jego dobrej, udanej na swój sposób kariery. To czasy Chamery, Rumszewicza i jeszcze po dwakroć Chamery, Chamery. Ci wymienieni goście chcieli i woleli, żeby rywale zagraniczni dostosowali się do nas, a nie, tego, żebyśmy to my musieli się dostosować do rywali, do zmian, dużych zmian w ewolucji technologii, techniki, a w tym metodyki treningu.

Rumszewicz chciał spijać śmietanę, która miała się ubić metodą hokus pokus. I nie mógł zrozumieć, że musi się podszkolić w fizyce techniki żeglowania i sprzętu. I „pękł”, nie godząc się,  że ta jego merytoryczna indolencja nie ukryła się za jakimś cudownym zawodnikiem. Mateusz bowiem szybko odszedł.

Ale Finn miał kolejną szansę, po 2009 roku, ale tu Chamera znów położył swoją toksyczną rękę, że aż widać jak zaczęła więdnąć. Bo jej ruch był zdradą, judaszostwem, wywarł piętno działania trucizny na polskiej młodzieży i na systemie. A ciągłe operowanie zatrutą ręką przyniesie zapewne kolejne szkody.

Finn ostatnich 10 lat w PZŻ, kosztował największe środki w historii w przeliczeniu na zyski wynikowe. Głównym odbiorcą środków państwowych w tym okresie był Piotrek Kula. Oskarżany przez Sąd Związkowy o czyny niegodne, mało skutecznie. A choć ukarany, to nie wykonał tej kary. Zakpił sobie z Nas wszystkich. To osoba będąca pod parasolem Chamery za usługi, mające wybielić twarz tego ostatniego w momencie kiedy ta twarz wykazała zdradę racji stanu, sprzeniewierzenia obiektywności i uczciwości przynależnej do do funkcji dyrektora sportowego.

Kto, pytam kto został ukarany za wybór własnej pozycji działacza sportowego nad dobrem oddziaływania edukacyjnego polskiej młodzieży ? Straciła młodzież polska, na przestrzeni ostatnich 20 lat.

W Vilamourze dziś zakończyły się Mistrzostwa Europy w klasie Finn. Zakończyły się kolejną spodziewaną zresztą, wielką porażką Kuli i PZŻ -tu Chamery.( Idźcie do wyników).

Użyję frazy jaką często się używa w momencie tragedii. Kiedy umarł Presley, świat płakał i recytował, że „UMARŁ KRÓL”.

W tej obecnej niby tragedii, nie umarł król. Bo go nie było. Był devil.

Ja i wielu moich przyjaciół Finistów, wobec tej sytuacji, czujemy ulgę na skutek  zbliżania się administracyjnego końca tej farsy Chamery i Kuli.

Choć wierzę, że reperkusje i rozliczenia jeszcze potrwają.

 

Trener Kajetan Glinkiewicz

Czytajcie mnie na:

  1. Jak żeglować szybko oraz
  2. Blaski i cienie pod żaglami

 

 

Skomentuj

Komentarze

  1. Sailor

    Norbert Wilandt , Moskwa 2008 – MŚJ- brązowy medal.

Dodaj komentarz

Adres elektroniczny nie będzie publicznie widoczny.

*

*