BLASKI I CIENIE POD ŻAGLAMI – APLAUZ I ZAAKCEPTOWANIE.
„Z PUNKTU MAJĄC NA UWADZE, ŻE EWENTUALNA KRYTYKA MOŻE BYĆ, TAK MUSIMY ZROBIĆ, ABY TEJ KRYTYKI NIE BYŁO, TYLKO APLAUZ I ZAAKCEPTOWANIE”.
PZŻ w Sylwestrowym felietonie życzy wszystkim pomyślnych wiatrów. I mamy przeżyć jeszcze raz to, co właściciel strony PZŻ chce żebyśmy przeżyli. Bo działo się ponoć dużo dobrego w tym 2013-tym roku.
Wszystko zależy od punktu siedzenia. Bo punkt widzenia od niego zależy. Jeśli ktoś siedzi tylko w propagandzie, to pisze tylko treści propagandowe. Więc PZŻ będąc przy głosie pokazuje nam, czytelnikom, TYLKO wyniki żeglarskie i wydarzenia zaczynające się na słowa upiększające dane doniesienie. Czyli zwyciężył, był zaraz za mistrzem olimpijskim itp., a nie ważne jest, czy dany zawodnik/zawodnicy byli „naj”, czy „zaraz za”, w Mistrzostwach Świata, Mistrzostwach Europy, Igrzyskach. ( w imprezach, które zawiera ustawa o sporcie), a nie pucharze jeziora Pcimia Doln ego.Czyli dla emerytów takich jak ja, na Okeju,…. lub dla dzieci na OP, lub pod niobecność czołowki danej klasy.
PZŻ nie przedstawia analizy projektów szkoleniowych- olimpijskich, przecież. A powinien się głównie nimi chwalić.
Wg. mnie są tylko dwie rzeczy, które pasują uczciwie do tego tematu z artykułu sylwestrowego.
Pierwszy to życzenia „pomyślnych wiatrów”, a drugi to uroczysty dzień nadania artykułu, bo to dzień i noc zakończenia starego i rozpoczęcia kolejnego roku. A miejcie od nas to co chcemy i możemy Wam przekazać. (Żeby nie narażać siebie na…. podajemy wszystkie wyniki, nawet, gdy nie było w nich naszego udziału).
Tak brzmi ten przekaz.
Życzenia pomyślnych „wiatrów”, przekazuje się tak samo ludziom chorym jak i żeglarzom. Więc mimo dwuznaczności tego życzenia wszystko zrozumiałe. Chory, a jednocześnie żeglarz. Jest więc ok.
Z tym drugim też by było ok, też by nie było nic złego, gdyby nie znak z życia codziennego PZŻ, płynący z obserwacji. Permanentnego i z premedytacją już od wielu lat, braku analiz projektów szkoleniowych pro olimpijskich.
A z tymi akurat jest źle.
Jest miłe oczywiście, że ruszył program Energa dla małych dzieci i najlepszych Optymiściarzy, ( żyje i żywi się tym pół Polski) że ryszył program dla niepełnosprawnych w PZŻ. Ale nie za to nam Państwo Polskie płaci.
Ale wymienienie większości wyników w tym sylwestrowym artykule, należy jednak traktować jako zakrycie intelektualnej niemocy nad kontrolą żeglarstwa olimpijskiego ( tego z ustawy o sporcie) przez cały, bez wyjątku, establiszment PZŻ.
Gdyby nie podać tych „efektów” jednym tchem, jak wymienionych na stronie polsailing, tylko podzielić choćby na grupy, to bardzo blado by to wyglądało dla żeglarstwa pro olimpijskiego. I nie chodzi mi wcale o deski, oni bowiem, puki nie zostaną zmuszeni do pływania na Laserach, nie powinni mieć problemów przynajmniej do ślubowania przed wyjazdem do Rio. To nie o tą dyscyplinę się martwię, tylko o te prawdziwie żeglarskie, łódkowe.
I tu jest czytelny sygnał tego, jak blada jest charakterystyka zdolności realizacji pro olimpijskich projektów oraz jak blada jest intelektualna siła ich tworzenia przez decydentów w PZŻ.
Więc także sylwestrowo gratuluję tym co się cieszą z powodu swoich wyników, ale nie PZŻ-towi, bo ON nie ma z czego się cieszyć. A gdybym pogratulował PZŻ-towi, to i tak odebrał by to jako gratulacje cyniczne.
Więc „aplauz i zaakceptowanie” , tak sylwestrowo.
A teraz chciałbym także w tym tonie prezentowania sukcesów coś dodać. Bo przecież wszystko jest względne. A skoro nikt z tego powodu nie płacze to znaczy, że się nie martwi, a może nawet się cieszy. Choć boi się to zademonstrować, nie ma odwagi. Dlaczego więc nie dołożyć do sukcesów, z serii sukcesów właścicieli mających kontrolę nad stroną PZZ, sukces niebywały:
„spaprania polskiego Lasera”.
Przecierz się udało. Wyniki chłopaków są zakotwiczone w porcie, chłopaków, którzy jeszcze dwa lata temu nosili na twarzy sukces i radość, myślę o Jonaszu i Olku, to teraz na ich twarzach widać frustrację. Wbudowanie w twarze zawodników frustracji pod osłoną pozorowanych decyzji i „ruchów” szkoleniowych, nawet z dużą kasą w tle, jest zwykłą nikczemnością i niegospodarnością, ale przede wszystkim cichym sukcesem nikczemnych ludzi obrośniętych w piórka. W niektórych „kategoriach rywalizacji”, tych zwłaszcza, w których wpływa się nie na swój wynik, a na wynik rywala, osłabianie możliwości rywala jeszcze na brzegu i jeszcze przed startem, jest narzędziem do sterowania wynikam, co podlega zwykle negatywnemu osądowi wg. przepisu 2 RRS. Trzeba znać mechanizmy takiego działania, żeby zrozumieć ich siłę i premedytację. Nie potrzeba farmakologi niedozwolonej, żeby wyprodukować wynik jaki się chce, ale ten z grupy negatywnych, hamujących. Wystarczy mieć na sobie dużo piórek. Mówię o konkurencji para sportowej, o konkurencji, która nie przebiega na wodzie, ale przebiega między biurkami, wokół których zasiadają ci, którzy nadali sobie prawo sami, prawo do dowolnego sterowania, dowolnym wynikiem sportowym, ale tylko w jedną stronę. W dół.
Ale ten sam obrośnięty w piórka decydent, który wymazał z historii mój sukces trenerski z Jonaszem na ME w Helsinkach, nadał sobie prawo do decydowania o losach każdego zawodnika, każdej kariery sportowej i trenerskiej. Ten obrośnięty w piórka decydent, wyznacza kategorię zawodów, przepisy specjalne ( dekrety), warunki i kasę którą będzie kontrolował na użytek przez siebie wymyślonej konkurencji. I jest w tym skuteczny.
Wątpię jednak, żeby ów obrośnięty w piórka działacz, nie umiał czytać, patrzeć i słuchać. To w takim razie drzemie w nim dodatkowo duży talent odwagi. Bo nie boi się chodzić po krawędzi przepaści i na „wysokiej linie”. Albo ma chore wyobrażenie, albo wie, że pod spodem, gdyby spadał w dół, wisi coś w rodzaju siatki asekuracyjnej. I może oszukuje, że jest tak dobry, a wie, że ta siatka tam jest, na wszelki wypadek i tylko dla niego. Nie ujawnia też może , że korzysta z „podpory” – czyli z „telefonu do przyjaciela”. Ale ten jego spryt jest wyraźnie nakierowany na łamanie przepisu 2-RRS. Tort, białe rękawiczki, niczego tu nie przykryją.
I tu sprawę mamy jasną. Omówienie 1.
We wrześniu 2010 roku w ostatnim dniu Mistrzostw Polski zaprosiłem Kacpra Z. , Patryka P. na wolnokursowe zgrupowanie na Gardę ( początek października). Zajęli bowiem miejsca w trójce MP. Oboje z radością zaaprobowali to zaproszenie. „Wolny kurs jest naszą piętą achillesową”. Pochwaliłem się celowo Chamerze, że oboje chętnie wezmą udział w tym zgrupowaniu więc dopisuję ich do listy. „To niemożliwe, żeby Kacper chciał jechać, w tym tygodniu dwa razy rozmawiałem z jego ojcem”. A ojciec Patryka: „to świetnie, to ty jesteś trenerem i Patryk pojedzie wszędzie, gdzie mu każesz.” Wszystko jasne. Na razie.
30 września (czyli kilka dni później), Chamera jest na lotnisku we Frankfurcie i rozmawiamy o przygotowaniach do zgrupowania na Gardzie, kto, co, jak. „wyślij do Eweliny program, każę jej przygotować zarządzenie wyjazdowe”- mówi. Ma jechać 5 Laserów, Finn i kilka Radiali. A tu nagle szok, w porannej poczcie 1-go października, kilka godzin zaledwie później, Chamera przesyła dekret o treści, która miała wprowadzić nowy porządek w klasach jednoosobowych, na następne lata. Szybko, żeby zdążyć zanim się zacznie ten cykl zgrupowań jesiennych. Nie czekał do stycznia. Coś jak dekret o stanie wojennym znanym z historii PRL. Na temat klas, które to zresztą z urzędu podlegały tylko mnie, a nie jemu. Porządek, który wywrócił do góry nogami wszystkie szanse rozwojowe w klasach jednoosobowych. Ewenement w całej historii szkolenia w PZŻ. Dlatego uważam go za super mistrza. Tego nawet więksi od niego nie zrobili nigdy, choć też mieli apetyt. Ale uczeń pokonał mistrza. Nie przytoczę całego dekretu, bo chcę Was oszczędzić. Jest w nim więcej diabelskiej nieprawdy, niż błędów ortograficznych w humorze zeszytów w „Przekroju”. „Wszyscy zostaną w domu, a ja na Gardę”. I zakazuje komukolwiek pojechania na Gardę i bycia trenowanym przez Glinkiewicza oprócz Finna.. ON rządzi biurem, więc skreślił z zarządzenia wyjazdowego wszystkie Lasery i Radiale i w imię nowego porządku nie pozwolił, żeby Glinkiewicz trenował wolny kurs u 5-ciu zawodników klasy Laser, nawet za własne pieniądze. Zostawił tylko Finna. A że w październiku jeszcze obowiązuje lista kadry z 2010 roku to więc pozbawił dotychczasowych, podstawowych kadrowiczów, prawa do szkolenia zgodnie z programem, zadaniami, oczekiwaniami trenera głównego i ich samych. Pozbawił przede wszystkim Jonasza, Karola i Wojtka Zemke, szansy doskonalenia techniki wolnego kursu. Ale w każdym razie pozbawił rywali Kacpra szans doskonalenia wolnego kursu i z tego powodu, że byli teoretycznymi rywalami KACPRA. Słyszeliście kiedyś, żeby ktoś zabraniał zawodnikom dobrego treningu? Ile trzeba mieć odwagi, albo chorego tupetu???
Karol i Jonasz przebywali więc na tych jesiennych zgrupowaniach potajemnie, w konspiracji. ( bo byli jeszcze w październiku na liście kadry). A „bogowie ich losów” śledzili ich, telefonowali do nich, sprawdzali, czy czasem nie korzystali z lekcji Glinkiewicza. No jakieś kuriozum. Prawda? ( no ale opiekowali się nimi i mną, żeby nic się nam nie stało, …w tym październiku).
Pan Bóg by nie zrozumiał, jedynie diabeł. Są oczywiście dalsze następstwa działań mających na celu spowalnianie dobrych zjawisk szkoleniowych w klasie Laser, wszystkich poza Kacprem. ( Historia udziału PZŻ w staraniach o Split, innym razem). Także zatrudnianie trenerów dla tych zawodników, trenerów niedoświadczonych, którzy nie byli zdolni do twórczych i postepowych działań, dlatego byli dla obrośniętego w piórka, potrzebni. Kropka.
Więc „spapranie” polskiego Lasera zawdzięczamy obrośniętemu w piórka. A dlaczego się tym nie chwalić??? To jakiś sekret?
I tak poznaliście kawałek bardzo krótkiej historii walki o kładzenie wybranych zawodników na łopatki bez farmakologi, ale przez nikczemne podkładanie nóg. Przez nikczemne „pomaganie”.
W rzeczywistości nie potrzeba dużo, żeby przeszkodzić, ale trzeba bardzo dużo, żeby pomóc. Więc to pierwsze, jako prostsze, jest używane często, bo z niektórych pozycji jest łatwo i bez dużego ryzyka, nawet jak ktoś patrzy i widzi. To drugie w ogóle, bo nikt w obecnym PZŻ nie jest do tego zdolny.
Tak więc co zrobić ze stwierdzeniem aktualnym w PZŻ, że:
„Z PUNKTU MAJĄC NA UWADZE, ŻE EWENTUALNA KRYTYKA MOŻE BYĆ, TAK MUSIMY ZROBIĆ, ŻEBY TEJ KRYTYKI NIE BYŁO. TYLKO APLAUZ I ZAAKCEPTOWANIE. TYCH NASZYCH, PRAWDA, PUNKTÓW, KTÓRE STWORZYMY”. ( cyt. Z filmu „REJS” Piwowskiego z 1970 roku).
Nic Panie. Ale wyciąć, Panie wszystko i zostawić „aplauz i zaakceptowanie”.
Życzę w tym Nowym 2014-tym roku wszystkim czytelnikom sails.pl zdrowia i pomyślności.
Kajetan Glinkiewicz
Czytajcie mnie w dwóch blokach:
1. Jak żeglować szybko oraz
2. Blaski i cienie pod żaglami