BLASKI I CIENIE POD ŻAGLAMI- SEJMIK PZŻ 2021
Piszę ten tekst na temat sytuacji w polskim żeglarstwie teraz i w związku z Sejmikiem wyborczym.
Piszę, bo Chamera, jak przystało na wyrafinowanego socjotechnika, malwersanta, kombinatora, tak lawirował moim, otrzymanym decyzją biura ds. organizacyjnych w czwartek, WPISEM NA LISTĘ GOŚCI SEJMIKU, że kazał temu samemu biuru wycofać moje nazwisko, pod pretekstem „covid 19”.
Rozumiem, rozumiem, rozumiem. Chamera!
Chciałem z własnego upoważnienia zabrać głos, bo czując, że głos bardzo doświadczonego, 60-cioma , tłustymi latami szkolenia oraz studiów nad wyszukiwaniem coraz nowszych sposobów na trening wydajny, jest czynnikiem niezbędnym w działaniu centralnym, tak jak jest niezbędny, jak niezbędny jest sprawdzony żagiel, wygrywający wielkie regaty światowego rozmiaru.
A debaty, debat, sportowej części żeglarstwa regatowego nie ma, nie było, ..i póki będzie w PZŻ Chamera, nie będzie. Bo pan Tomek się boi. A póki ma władzę absolutną, nie musi.
Oj zbiera mu się.
Nie będę mówił tu o szkoleniu na stopnie, jako o uprawnieniach do żeglowania rekreacyjnego, bo to drugi, osobny świat.
Bo głównym zadaniem PZŻ jest sport przez duże „S”. Sport „olimpijski”.
100% środków PZŻ wpływa z budżetu Państwa naszego na sport. A na Sejmik przyjeżdża 95 ciu delegatów z żeglarstwa rekreacyjnego. Kiedy widzę i wyobrażam sobie salę wypełnioną osobami z mandatami do głosowania , to nie 100% z nich znam jako „ludzie” sportu, lecz ledwo 5%.
Rzeczywistość w obsłudze polskiej młodzieży jest oszukaństwem. Właśnie 100% z nich, Szanowni Państwo, przyjeżdża na Sejmik, otrzymuje 100% władzy, żeby zadecydować właśnie o sporcie. Te 5 % „ludzi sportu” nie ma wpływu na wynik wyborów, ale te drugie 95% , już tak. Właśnie Ci delegaci, nie znani mi ze sportu, właśnie tak, wybiorą pana Tomasza Chamerę na prezesa. Bo tak się umówili dzień przed wyborami. Następnie się rozjadą, żeby wrócić za trzy lata. I apiać to samo.
Kiepskim prezesom nie jest potrzebna żadna tam debata otwarta na temat sportu. A nawet strukturalne zebranie sportowej części polskiego żeglarstwa.
Z autorytetami, uznanymi przez zawodników i trenerów.
Moje doświadczenie, olbrzymie, nie jest im do niczego potrzebne ? Bo moja analiza wyraża twardą ocenę, opartą na faktach, znajomości przedmiotu szkolenia zawodników, trenerów, najmłodszych adeptów, członków kadr narodowych Polski i wielu państw świata, nie wyłączając tych najsilniejszych.
Chamera dobierze sobie następnie ludzi, którzy nie będą mu bruździć. Tyko będą słabi merytorycznie. Tak jak mieliśmy w ostatniej kadencji.
Nie dobierze sobie prawdziwych ludzi z prawdziwym autorytetem szkolenia i strategii progresu. Bo takich osób się pozbywa po prostu .
Mateusz Kusznierewicz, stanął 5 lat temu ze złotym medalem nad głową, przed Sejmikiem. Zniechęcony przez Chamerę odszedł już 3 lata temu.
Karol Jabłoński, wybrany 9 lat temu, odszedł już po roku, „będąc niepotrzebnym”.
Maciej Szost wybrany w 2009 tym, chciał pozbyć się Chamery jako dyrektora sportowego za toksycznie nieudolną, intensywną na dodatek działalność, nie liczenia się z nikim, zwłaszcza z ludźmi ze znacznie lepszym pakietem doświadczeń, zmarł nagle po roku walki i odkrywaniu coraz bardziej rewelacyjnych symptomów korupcji i prywaty na tle pełnienia funkcji w PZŻ.
Kaczmarek Wiesław. Nie znał się na sporcie żeglarskim, ale jak w końcu zrozumiał, że Chamera blefuje, to postanowił go usunąć. Ale był zbyt grzeczny wobec niego.
Chamerze wice prezes od sportu nie jest potrzebny. Chciał sam wydawać dyspozycje, rozkazy, nadawać ton swojej autorytarnej osobowości.
Kłopot był i jest w tym, że Chamera nie posiada wiedzy na ekstra klasowe szkolenie. A nawet na pierwszo ligowe.
Gdy nagle zmarł Maciej Szost, ( połowa 2010 roku), to Chamera powiedział Kaczmarkowi, że nie jest potrzebny prezes do sportu. Bo ten patrzył mu na ręce i widział wiele nieuczciwości, ale przede wszystkim decyzji i działań nieprofesjonalnych, a także niejasnych prawnie, które z uporem stosował, nie bacząc na transparentność i czystość intencji.
Szanowni Państwo.
Te krótko opisane historie o fachowcach od sportu w zarządzie oraz planu Chamery o nie powoływaniu na nadchodzącą kadencję ŻADNEGO WICE PREZESA !
Żadnego od sportu, żadnego od żeglarstwa morskiego, żadnego od żeglarstwa śródlądowego, a nawet sekretarza generalnego.
Nie dziwi mnie to w ogóle. Znam Chamerę jako człowieka chorego na władzę !
Znam go bardziej niż Wy. To jest jego plan od 15-tu lat, poszerzania władztwa.
Te odrzucania autorytetów z zarządu, same w sobie, tych wice prezesów od sportu, to fakty świadczące o sile tego przykładu i dalszej ekspansji, chorego na władzę. Tu nawet nie podaję swojego przykładu pracy w PZŻ na stanowisku niezależnym od Chamery, które miało miejsce w 2010 roku. Ten człowiek robił wszystko, żeby moja misja została skompromitowana! W imię własnych, nie statutowych, prywatnych interesów. ( Sprawa Kacpra Ziemińskiego, zawodnika klasy Laser, lata 2010- 2016)
Zachowywał się i zachowuje, jakby to było jego własne przedsiębiorstwo !
To się dzieje nie od 21 lat jego dzierżenia sportowych funkcji. To się dzieje od lat 15-tu. , gdy stało się dla niego jasne, że nie ma autorytetu merytorycznego dla sportu i że jest oczekiwanie wszystkich trenerów kadry, żeby zaprzestał wykonywać funkcji sportowych w PZŻ. Więc zaczął pracować nad umocnieniem swojej władzy, wszelkimi sposobami. Co widać i czuć.
W niedzielę zaproponuje delegatom nie powoływanie ww wice prezesów i sekretarza generalnego. Bo on sam może te funkcje łączyć w swojej osobie.
Bo przecież się na wszystkim zna!
Za trzy lata powoła coś w rodzaju nowego Związku, o autonomicznych zależnościach i sam postawi się na jego czele.
Wspominając jeszcze Mateusza Kusznierewicza, o tym jak trzymał złoty medal z Atlanty, to nie Mateusz był najważniejszy.
Najważniejszym był Chamera, to był plan Chamery na siebie.
Przecież przez ostatnich 12 lat nie potrzebował wice prezesa od sportu !
Szanowni Państwo.
Żeglarstwo potrzebuje reformy. Zmieniają się zasady, ustawy, rzeczywistość.
Trafiając niechcąco na autokratę, możecie nie wiedząc, doprowadzić do dalszej degradacji w żeglarstwie sportowym. Bez fachowości będą kolejne upadki klas na lata. Opisałem to na moim blogu i potrzebne są kolejne debaty i analizy.
PZŻ takich fachowców nie posiada z wyboru Chamery, autokraty !
Powinniście zatrzymać ten dążący do przepaści marsz Chamery i jego adiunktów.
Bo ciągle szkoli się młodzież wiedzą z lat siedemdziesiątych choć z entuzjazmem. To wystarczy tylko na trzecią ligę !
Akademia Rozwoju Trenerów zaczęła dostrzegać to co mówię, ale na współpracą w takich warunkach beznadziei nie ma chętnych ekspertów.
Bez otwartej debaty i rzetelnej analizy sytuacji w Związku i w sporcie, nie powinniśmy robić dalszych ruchów personalnych w wyborach.
Proszę Was.
Gdybym stał na mównicy przed zebranymi, to nie trzymał bym takiego złotego medalu z Savanah jak Mateusz, najbardziej utytułowany regatowiec spośród nas.
Ale to co „stoi” za mną, to 60 tłustych lat ciężkiej, intensywnej pracy i osiągnięć jako zawodnik i jako trener, szkoleniowiec, działacz klubowy i związkowy, trener reprezentacji wielu krajów, też olimpijczyk kilku krajów w roli trenera. Tego się nie da podnieść nad głowę.
To trzeba wyczytać lub dowiedzieć się z przekazów.
Bo jest zbudowane z innej materii, z innego wymiaru regatowego.
Bo zbudowane jest z „wpływu” na to, żeby zawodnicy, regatowcy mieli co podnieść nad swoją głowę, jak zrobił to Mateusz. Ja też byłem na tych Igrzyskach jednym z trzech trenerów i nie tylko przyglądałem się jak to idzie.
Ale moja historia, 60-cio letnia jest tak rozległa, że ten złoty medal jakby symbolicznie musi dzielić ją na dwa mniejsze okresy, żeby dostrzec tajemnice ich wpływu na siłę oddziaływania na to, co jest sednem siły oddziaływania mojego na skuteczność zawodników .
Jako regatowiec byłem nieprzerwanie członkiem kadry narodowej ( wtedy bardzo wąskiej) w klasach Cadet, OKDinghy i Finn, gdzie zanotowałem sukcesy symboliczne w Polskim żeglarstwie regatowym. Wygrałem jako pierwszy Polak słynne regaty bloku wschodniego w Warnemunde w 1970-tym ( i to Jachenem Schummannem, dwukrotnym zwycięzcą Pucharu Ameryki). To był szok dla Niemców, bo nie mogli nawet wręczyć mi trofeum zwycięzców na zakończeniu, w świetle reflektorów, tylko bladym świtem następnego dnia. Ale z Jochennem jesteśmy już przyjaciółmi, po tym jak mór berliński padł. Od tego czasu patrzę wszystkim działaczom na łapy. (bo to nie jest tylko choroba polska).
Zakończyłem karierę w środku eliminacji do Igrzysk w Montrealu będąc na drugim miejscu, będąc praktycznie blisko wygrania ( czułem, że mogłem to uczynić, kiedy Poklewski, przydzielił mi masz aluminiowy i żagiel Marinexa i nagle moja szybkość mnie przeraziła i „puściłem szoty” ze strachu, że ktoś to zobaczy i natychmiast zabierze. I tak się stało. To były ostatnie minuty poosiadania tego sprzętu. Pipsztok , trener kadry, już pozbawił mnie tego pędnika następnego dnia w Schverinie, podczas kolejnych eliminacji i dał go Rychowi Blaszce. Potem, żeby było bardziej brawurowo, czyli kolejnego dnia pozbawił mnie, już podczas regat i drugiego zestawu i dał go Rymkiewiczowi. To były ostatnie regaty moje w tamtym okresie na długi czas. Wiecie już dlaczego. Na Igrzyska pojechał „Blacha”.
Potem już moi wychowankowie zasilali składy kadr narodowych, wygrywając już setki medali, nie tylko w Polsce, w połowie złotych, symbolizujących mnie jako skutecznego trenera.
Do największych, oprócz mistrzowskich , polskich, były to medale Mistrzowskie Mistrzostw Europy i Świata w klasach olimpijskich. Dzięki im za to.
Byli to zawodnicy Maciej Grabowski ( cztery medale w ME), Paige Railey ( tytuły Mistrzostw Świata I tytuł Sailor of the Year, Mark Mendelbladt ( wice Mistrz Świata) na laserach.
Bardzo wielu choć nie mieli medali, byli światową czołówką przez wiele lat.
Złoty medal błyszczy tak, że można go używać jak jest ciemno, choć jego zdobycie, okupione dużym wysiłkiem lub nie zdobycie jest czasem małą loterią.
A dokonania trenerskie i efekty merytoryczne przez 60 lat robi się jeszcze ciężej i mają wpływ na tysiące karier. Choć w dzisiejszych realiach taki wpływ może być też negatywny. Dlatego bezcennym w trenerstwie jest niekłamana wiedza merytoryczna. Taka kariera istnieje naprawdę. Choć nie błyszczy zawsze jak medal Mateusza. Często jest zakrywana kotarą, żeby nie powiedzieć „szmatą” trzymaną przez pseudo znawców, a często są nimi działacze autokraci, chorzy na władzę.
Ale nie wszystko da się zakryć lub oszukać.
Bardzo świeży, symboliczny przykład. Polski trener klasy 470 kobiet doczekał się medalu w Tokyo po 10-ciu dopiero latach oddziaływania trenerskiego. Zdzisław Staniul. Był 10 lat tylko z jedną załogą. Chamera go nie „wyrzucił” .
Kiedy Maciej Szost objął władzę sportową w 2009 roku, zatrudnił mnie na trenera głównego klas jednoosobowych. Umówiłem się, że potrzebuje 10 lat, żeby wyedukować polskich trenerów, wytrenować młodych zawodników, bo tyle potrzeba minimum czasu, żeby wyprostować system, dla szybkiego postępu wynikowego.
Chamera już następnego dnia po śmierci Szosta ( połowa 2010 roku) wypowiedział mi umowę za brak wyników ( a pół roku później Stelmaszyk Jonasz zdobył srebrny medal w klasie Laser w Helsinkach w Mistrzostwach Europy, stając się zagrożeniem dla Kacpra Ziemińskiego, obstawianego przez prywatę korupcyjną Chamery). Czyli ciąg dalszy żeglarskiego pokera.
Dzisiaj pośpiesznie macie wybrać Chamerę na prezesa PZŻ.
Przełożycie swoją rękę do żeglarskiego pokera z Chamerą w roli głównej
Nie zauważacie, że to Chamera rozłożył Lasera i Finna skutecznie używając znaczonych kart od 20 lat .
Klasy jednoosobowe to 80 % polskiego żeglarstwa w przeliczeniu na zawodników. Zamienił większość wysiłku Waszego i polskiej młodzieży na rozwijanie swojej pseudo, chorej kariery.
Przykładów i przez to dowodów na toksyczną influencję tego pana, o którym często mówię, jest wiele.
Na przykład.
W ostatnich dwóch latach trenowałem konspiracyjnie polskich zawodników, na ich prośbę.
Wiktorię Gołębiowską przez trzy tygodnie, zdobyła złoty medal Mistrzostw Świata U-21. ( 2020)
Agatę Barwińską uczyłem wolnego kursu przez trzy pełne dni, zdobyła dwa miesiące później medal na Mistrzostwach Europy w 2020 roku. Choć ostatnie lata kończyła pod koniec drugiej dziesiątki). Pierwszy historyczny medal w Laserze kobiet. A na Igrzyska do Tokyo nie pojechała.
Zabrałem się za poprawienie szybkości fordewindowej chłopaków polskiej kadry Lasera w marcu tego roku, ale okazało się za późno, bo w Portugalii w tym czasie nie było w ogóle wiatru. Nie zakwalifikowali po raz pierwszy Lasera do Igrzysk.
Zawodnicy boją się Chamery, bo on może nie chcieć żeby klasy jednoosobowe się rozwijały. Ma prawo. Jest prywatnie takim urodzonym egoistą, „albo ja, albo nikt”.
A wszystko co najlepsze dokonuje się poza Chamerą. Jakimś trafem jest mnóstwo na to przykładów. Dlaczego???
Zróbcie coś z tym, Życki, Kowalski…… czy Wam nie wstyd?
Można by mnożyć te karkołomne zapasy o jakość szkolenia w Polsce Chamery.
Ale zacytuję Wam wcale nie śmieszny w naszym wypadku skrót YOGI BERRY, który tu pasuje jak ulał, który mógłby w chwilach szczerości, gdyby taką miał, wypowiedzieć sam Chamera. …”połowa kłamstw o mnie nie jest prawdą”.
Szczerości nie będzie do końca, bo to jest choroba. Nie odda do ostatniego tchu. Pogrąży ze sobą, ale nie odpuści.
Do usłyszenia
Trener Kajetan Glinkiewicz
Czytajcie mnie w dwóch blokach:
- Jak żeglować szybko oraz
- Blaski i cienie pod żaglami