Gratulacje
Gratulacje !
Nie mógłbym rozpocząć jakiejkolwiek akcji na moim blogu bez wykonania najważniejszych czynności - pochylenia czoła przed bohaterami Igrzysk Olimpijskich w Londynie.
Korzystając z tej możliwości bardzo mocno i szczerze gratuluję Zosi i Przemkowi zdobycia medali Igrzysk Olimpijskich w Londynie 2012. To zdecydowanie najpiękniejszy akcent nie tylko tego roku, ale całej olimpiady, czyli ostatniego czterolecia. Zocha i Pont to arcy dobrzy ludzie i arcy dobrzy sportowcy, którzy zasłużyli na taki awans społeczny, jaki daje zdobycie medalu na Igrzyskach Olimpijskich. Niech stanowią dla wszystkich przykład.
Gratuluję też równie mocno środowisku windsurfingu polskiego. Jako człowiek znający realia polityki sportu w naszym kraju mam świadomość, że dźwigaliście ciężar utrzymywania naszej dyscypliny w czołówce dyscyplin do dziś. Obok, głównie Mateusza, od momentu zdobycia przez niego złotego medalu w Atlancie w 1996 roku, a także Maćka Grabowskiego, Dominika Życkiego, innych.
Wspominam jak pierwszy raz Witek Nerling przedstawił mi młodziutką Zosię pod koniec lat 90 -tych w Hyeres. Jeszcze nie startowała w regatach, ale się im przyglądała. „To będzie mistrzyni!”, powiedział. Z akcentem na „będzie” ! Gratuluję Witku.
Ponta pamiętam już jako wyróżniającego się zawodnika, skazanego na sukces, od momentu powołania w 1995 roku Kadry Sydney 2000 (przez Stanisława Paszczyka, legendy polskiego sportu), pod opieką jakże młodego wtedy Pawła Kowalskiego. Tak wyszło, że tych dwojga było nieprzerwanie razem na dobre i na złe, można powiedzieć do końca, aż do Igrzysk w Londynie przez 18 lat. Gratuluję Kowal.
Gratuluję też ludziom z SKŻ Sopot , bo to oni założyli to stowarzyszenie, które rozwinęli do rozmiarów fabryki talentów. Romkowi Budzińskiemu, który dźwigał karierę Ponta od początku , bo jako pierwszy trener. Gratuluję Romku.
P.S.
Skoro o gratulacjach mowa, to nie mógłbym zakończyć tego tekstu, gdybym nie zareagował na radość Maćka Grabowskiego, to w końcu mój wychowanek, który na swoim blogu dziś, zebrał własne dokonania tego sezonu. Chcę coś ważnego dodać, co pokazuje jego klasę. Kształtowałem z wielką troską jego regatową osobowość od 1998 roku przez kolejnych 7 lat. Potem od nowa przez 5 miesięcy, od grudnia do maja tego roku, kiedy postanowił zaspokoić swój sportowy głód pędu do zdobywania, tym razem z powrotem na Laserze. Ten właśnie powrót na Lasera jest jego kolejnym osiągnięciem, bo nie sam medal jest jedynym wyznacznikiem sportowego sukcesu, czy progresu. Gratuluję mu tego wszystkiego, był bliski w Boltenhagen, zajął 22 miejsce na 180 Laserów. Był bliski odbudowania laserowej dyspozycji po czteroletniej przygodzie na ciężkim Starze, gdy nagle tuż przed regatami wirusowe zapalenie jelit, (konieczna była kroplówka w szpitalu), odebrały mu niezbędne siły, aby mógł zapiąć olimpijski strój na ostatni guzik. Wyjazd na Mistrzostwa stał pod poważnym znakiem zapytania. Jego mocno rozwinięta sportowa mentalność pokonała większość obaw. Stanął na starcie, a słabości kondycyjne nadrabiał w aspektach taktycznych, w szybkości na fordewindzie tylko kilku mogło mu dorównać. Po prostu mknął jak rakieta.