BLASKI I CIENIE POD ŻAGLAMI- SKRZYPULEC, MRÓZEK-GLISZCZYŃSKA, OGAR- TAK, BĘDĘ GŁOSOWAŁ NA POLSKĄ ZAŁOGĘ 470 W PLEBISCYCIE NA NAJLEPSZYCH SPORTOWCÓW 2017!

Część Pierwsza .
Polska klasa 470 kobiet sięgnęła sufitu i wyżeglowała tytuł Mistrzyń Świata oraz zdobyła kontynentalny brąz.
To, tak szczerze, wspaniały wynik. Najlepszy w całej historii kobiet i mężczyzn.
Jak wspaniały? Tak z analitycznego punktu widzenia wynik, który pokazuje w tej konkurencji możliwości od lat. Konkurencji, która nigdy nie powinna mieć większego kryzysu. Ale niestety mieliśmy permanentny kryzys w tej klasie, dlatego ten wynik dziewczyn jest tak rzucający się w oczy.
I to wszystko stało się zaraz po Igrzyskach w Rio w 2016 roku.
Gdyby nie te wyniki, tegoroczne, to ja, „naczelny krytyk” jakości szkolenia centralnego , mógłbym sobie gadać, a moje wywody byłyby oglądane z niedowierzaniem. Co się bowiem stało, że nastąpił skok o tak wiele pozycji w relacji państw ( 10- na Igrzyskach )?
Nic wielkiego w tym roku. Przyczyny tego „skoku w górę”, moim szczerym zdaniem, należy upatrywać w zapaści wyników osiągniętych w Rio. To tak jakby „ktoś” specjalnie lub niechcący doprowadził do zapaści na jednych regatach, żeby później odblokować blokady i pozwolić zawodnikom płynąć po „swoje”.
Tak, dziewczyny pływały w tym sezonie „swoje”. Długo to się rodziło, aż w końcu zobaczyły, że biorąc „byka za rogi”, samemu……!!! można wygrywać i być regularnym.
Otóż teraz mogę powtórzyć to, co napisałem kilka już razy, po Igrzyskach w Rio 2016.
I ta opinia o całości występu Polaków w Rio nabierze rzeczywistego koloru.
Tak, wyniki w Rio, wróć ! Cały wynik w Rio Olimpic Game 2016, ( razem z fazą eliminacji klas do Igrzysk),
to porażka przygotowania mentalnego, organizacyjnego, trenerskiego, specjalistycznego i systemowego. Kolejny, ten sam błąd, sabotaż na polu fachowości. Autorstwa głównie Chamery, obecnego, niestety, prezesa PŻŻ.
Pamiętam do dziś, kiedy ciało „centrum metodyczno szkoleniowe”, „ministerstwa ówczesnego sportu”, w 2000 roku, zakwalifikowało 4-te miejsce Mateusza Kusznierewicza w Sydney, jako wynik niedostateczny. Pamiętam też, że wyniki dużo gorsze, ale w granicach prognoz metodycznego centrum, miały ocenę pozytywną. Tak to działa w świecie prawdziwej, naukowej pragmatyki z użyciem wiedzy o sporcie. Bez użycia parafizycznych, czy metafizycznych wyjaśnień i nie daj Boże żadnych egzorcyzmów.
Zresztą tak jak w poprzednich Igrzyskach od Aten, przez Pekin, Londyn.
Mam tak mocną rację, że wystarczy poczytać obecnego wice prezesa PZŻ M. Kusznierewicza na jego świetnym, rzeczowym, a przede wszystkim szczerym blogu pt. „Mam życzenie”. Ten młody wciąż, przynajmniej dla mnie, teoretyk żeglarstwa, wyraża identyczny pogląd na ten temat, pisząc tak:
„ Na Igrzyska do Rio pojedzie bardzo mocny team żeglarski. Niewielki, ale mocny. Wystartujemy tylko w pięciu żeglarskich konkurencjach. Ale we wszystkich mamy szansę na miejsca w pierwszej ósemce. Powiem więcej, przy sprzyjających wiatrach mamy szanse zdobyć trzy medale! Nie będę wskazywał nazwisk. Nie ma takiej potrzeby. Dzisiaj patrzę na naszych olimpijczyków jako jeden team. Bardzo mocny i zgrany team. Oni się znają i się lubią. Będą wspierani przez bardzo dobrych i doświadczonych trenerów, fizjologa, lekarza i team leadera. Są gotowi.” ( aż się dziwię, że zapomniał o pani Milenie, może gdy to pisał, nie było jej na liście ?).
Mateusz był „zorientowany” bardzo.
Dlaczego więc osiągnęli tragiczne wyniki, z dna teoretycznej li tylko możliwości ?? Wszyscy jak jeden mąż??? Jakich więc wiatrów nie było?? Jak to mam rozumieć ? Sprzyjające wiatry to jakie?? A może pojęcie wiatru sprzyjającego polega na czymś innym? Czego ja akurat nie znam? Ale wiatry są takie same dla wszystkich. Co nie Mateusz?? Tak, mówi się, że są takie same ! Ale co więć było niesprzyjające? Co umownie nazywamy: „niech ci wiatry sprzyjają”. To niech teraz Mateusz szuka i nam powie. To dla niego zadanie. Skoro taki z niego mistrz. Z Chamerą pod pachę to daleko tego naszego żeglarstwa nie poprowadzą.
No bo, No bo Mateusz uczestniczył, działał w Komisji Sportu ?! Stąd wiedział? ( Zarzucił mi podczas Sejmiku, że ja nie chodziłem !, sugerując, żebym się więc nie wypowiadał. Co za specyficzna logika rozumowania???) Nadaje się do przedszkola i klas 1-3. Dzieci mogą uwierzyć. Widać działał nieskutecznie !
Ten „szczery analizator” wydarzeń myli się zbyt często . Choć samopoczucie wspaniałe tryska z jego czarujących oczu.
Zbyt często się myli. Myli się w sposób niebezpieczny, gdyż ma tzw „czar”, czar maskujący, którego używa łącząc opowieści o tym jak zdobył z premedytacją złoty medal w Savannah. Pisze tak:
„Kluczem do mojego wspaniałego sukcesu w 1996 roku było odpowiednie przygotowanie, analiza statystyk pogodowych i dopasowanie sprzętu do warunków jakie panowały na tamtym akwenie. Żeglowałem na Atlantyku przy zmiennych wiatrach. Ja byłem przygotowany na wszystko. Okazało się, że moje rywale nie do końca. Żeglowałem równo przez całe regaty.”
Ja też tam byłem. Jak Mateusz, jak Karol Jabłoński. Ten ostatni zresztą się zajmował się głównie Mateuszem. I to on powinien zweryfikować te relacje Mateusza. W kwestii tzw. „przygotowania na wszystko”, to wyrażają słowa Karola, kiedy po pierwszym dniu w klasie Finn powiedział : ….Kajetan, ja już więcej na wodę nie pójdę, jest słabo, jak skończy w dziesiątce, to się będziemy cieszyć”. I nie poszedł. ( Wtedy trenerzy nie mogli używać swoich motorówek, tylko za biletem zbiorcze, większe jednostki. Dlatego nikt z polskiej ekipy nie oglądał wyścigów Finna z wody.)
Prognoza i pogoda w Savannah była taka, że można powiedzieć, że nie była jednostajna. Jak w owych statystykach .
Jeden dzień słabiutki wiatr, 6-10 kn, kolejny 20-30 kn. I tak na przemian.
Rzecz w tym, że na wyścigi Finna przypadały wiatry te słabiutkie. Zaś na Lasera i Europę te silne. Program regat był taki, że Finny i Lasery z Europą nie żeglowały w tych samych dniach. Karol był na wodzie tylko pierwszego dnia, gdy wyjątkowo wiało mocniej. Nie wiedział jeszcze, że w słabym wietrze Finn Mateusza jest bardzo szybki.
Otóż tak. Tak było, Mateusz, który żeglował bez zegarka ( jakby zapomniał o swej rutynie, bez zegarka !), nie startował dobrze, ale żeglował na tych słabiutkich wiatrach bardzo, bardzo szybko.
Maszt. Maszt okrągły węglowy. Kupił ze wskazania Andego miesiąc przed Igrzyskami, w Hospitalet od Amerykanina, który nie dostał się na Igrzyska. Okazał się tym złotym masztem.( to zasługa Andego, nikt nie miał pojęcia i wiedzy masztowej jak Andy wtedy). Słaby wiaterek na większości wyścigów klasy Finn okazał się tym „korzystnym”. O ile zakup dobrego masztu to jest sztuka nie lada, umiejętność nie lada, to dopasowanie „wg analiz statystycznych” do wiatru było li tylko przypadkiem, bo gdyby było „wszystko”, jak mądrze i szczerze opowiadał Mateusz w swojej wypowiedzi, to było by więcej, a może wszystkie dni wyścigowe, takie jak na Laser/Europa, czyli powyżej 20 węzłów. Jak by wtedy wyglądały wyniki wyścigów Mateusza. Wystarczy zobaczyć wyniki pierwszego dnia. ( overal poza dychą na 19 startujących).
Ot moja relacja, bez podawania innych zjawisk do relacji autorstwa Mateusza, które skuteczniej wywierały chyba wpływ na samopoczucie.
Relacje własne Mateusza, pozbawione są istotnych prawd, które budują taki obraz jaki on sam chce ! …i jest mu wygodny.
Wracając do Rio, jeśli porównacie to do tego jak było w jego blogu „MAM ŻYCZENIE”, oraz z tym, jak wyszło na Igrzyskach z przygotowaniem realnym, że nikt nie mógł popłynąć tzw „swoje” , Jak Agnieszka, Irmina, Jola, zaraz krótko po Igrzyskach, to sami nabierzecie orientacji co jest grane.
Dlatego będę głosował za nagrodą dla tych dziewczyn, bo one i ich wynik muszą wywołać poszukiwaną treść refleksji merytorycznej. Tak poszukiwanej dla Was i Waszej przyszłości. Taką mam nadzieję.

Ale tu trzeba mieć faktyczne umiejętności analizy i oceny. A to sektor wiedzy i prawdziwych doświadczeń szkoleniowych. Umiejętności propagandy nic tu nie wskórają. Wręcz odwrotnie.
Mateusz Kusznierewicz nie dokonał na swoim blogu refleksji rzeczowej, refleksji, która musiała by mocno dobrać się do skóry tym zachwytom sprzed wyjazdu na Igrzyska. Gdyż jego umiejętność żeglowania nie wystarczy.
Tylko jako teoretyk „lojalista”, ( hasło prosto z piramidy sukcesu Mateusza ), bronił fatalnej i nieskutecznej w sposób kuriozalny, wręcz modelowo nieskutecznej organizacji dla wyniku, dokonanej przez kierownika wszystkiego, doktora T.Chamerę, zamiast wydać, spłodzić choćby teoretyczną analizę przyczyn porażki w Rio.
Nie zrobił tego.
Nie tylko nie zrobił tego ( a przecież mógł zrobić z tego wspaniały dokument myślowy, lepszy niż jego wszystkie wykłady biznesowe ) , ale bronił odpowiedzialnych za to działaczy. I wstąpił na pozycję wice prezesa Zarządu PZŻ, legitymując wybór twardogłowego autora wszystkich deficytów rozwoju i postępu. Pomagając Chamerze w odsunięciu starego prezesa W. Kaczmarka, który późno, bo późno, ale podjął kroki naprawcze wobec całej struktury szkolenia sportowego, dotychczas opartego na naiwnej wierze w Chamerę!
Ot, to jest klasyczna hipokryzja. I dziejowy, bo nowy deficyt rzetelności wobec polskiej młodzieży uwikłanej w żeglarstwo od Optimista, po Igrzyska. Deficyt w nowym wydaniu, który się właśnie zaczął.
Mam tu na myśli to, co płynie z głowy doświadczonego na tle międzynarodowego żeglarstwa regatowego człowieka. Rzetelność wobec istniejącej wiedzy teoretycznej i praktycznej. A my w Polsce siedzimy pod tym względem w czasach powojennego początku.
A różniących się jedynie od tamtych czasów w wysokości środków finansowych na korzyść czasów dzisiejszych. I to bardzo, bardzo. Nie zaś w wyniku nowoczesnych, metodycznych, czy technicznych działań szkoleniowych.
KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ.

CZĘŚĆ DRUGA.
Dlaczego piszę i akcentuję te sprawy tu i teraz?
Bo nie chcę, żeby wysiłek i ta najwyższa skuteczność, nielicznych zresztą, sportowców, zbyt przypadkowa, szła na konto bawiących się w politykę i propagandę sukcesu osób, którzy w widoczny sposób mogą jedynie traktować zawodników przedmiotowo. I tak robią.
Tylko na to ich stać merytorycznie i fachowo i też pod względem uczciwości wobec polskiej młodzieży !
I wiedzcie, że nic nie poprawi obecnego stanu słabości szkoleniowej szóste miejsce Mateusza i Dominika na Starze na Bahamach. To zupełnie inne opowiadanie i inna zabawa.
Tu trzeba prawdziwej oceny sytuacji szkoleniowej. A tej nie wykrzeszecie z Kusznierewicza i Chamery, czy Kowalskiego. To już widać. Prawdy, która obudzi waszą świadomość stanu waszego szkolenia.
Szukajcie jej. Choć to praca niełatwa. Wtedy będziecie tworzyć wyższą jakość wyszkolenia swojego i wpłyniecie na tworzenie wyższego poziomu szkolenia pozostałych.
Coś mówię źle? Namawiam do buntu? Nie, namawiam do własnego ZAANGAŻOWANIA. Z centrali możecie dostać jedynie środki finansowe i w pakiecie dużo nieskoordynowanych bodźców.
Ciekawe, czy tak myślicie, jak ja?
To znowu dam przykład z Mateusza. Choć współpraca to słowo magiczne, a lojalność, to słowo z jego własnej ”piramidy sukcesu” , to nikt inny jak On sam był głównym załatwiaczem odseparowania od PZZ Kacpra Ziemińskiego, najpierw, żeby mógł trenować poza kadrą w grupie kadry Australii z zawodnikami Michaela Blackburna, a potem, żeby mógł dołączyć i trenować w grupie zawodników Josa Jakelicza z klubu Mornar ze Splitu. Znów poza polską kadrą.
I nic by nie było złego w tym, gdyby nie to, że w Polsce istniała w pełni finansowana kadra klasy Laser, a PZŻ zatrudniał trenera na pełen etat. To był akt dezaprobaty i niewiary w siłę polskiego, centralnego szkolenia. Ale też akt niegospodarności osób odpowiedzialnych za gospodarność środków i wysiłków obywateli. Tu zgoda Mateuszu, choć wyszarpana z gardła przy pomocy kompromitujących faktów. A powyższa kombinacja była nikczemna w swojej treści.
A dziś sytuacja w Laserze nie jest lepsza, a gorsza. I nie mam złudzeń, że z Twoim przewodnictwem akceptowana.
Jeden zawodnik kadry wyjechał trenować za ocean do grupy, gdzie poziom szkolenia może nie jest najwyższy, ale mimo to lepszy niż w Polsce.
TAK. Dzięki Panie Mateuszu. Myślimy znów tak samo. Choć argumentujemy inaczej.
Tu nie brakuje Tobie lojalności wobec Chamery. Tu brakuje lojalności wobec polskiej młodzieży.
Brakuje lojalności wobec wiedzy szkoleniowej która istnieje. Od Chamery się jej nie spodziewam.
Ale od Mateusza Kusznierewicza?
Choć powiem Wam, osobiście mam słabą wiarę w jego rzetelność co do intencji i możliwości.
Rzecz jest w tym, że nie jestem przekonany, czy nie zostały pomieszane pryncypia rzetelnego działacza posiadającego „złote” doświadczenia jak widać na wynikach ( choć z dalszej przeszłości), z widocznymi już środkami działań Mateusza, które trudno zakwalifikować do tych najbardziej oczekiwanych.. Nie tą drogą, nie tą retoryką.
KONIEC CZĘŚCI DRUGIEJ.
CZĘŚĆ TRZECIA.
Myślę tak, gdyż przyglądnąłem się w internecie słowom i relacjom Mateusza.
To ciekawa manipulacja słuchaczem, budowanie wizerunku przy pomocy nożyczek i kleju.
Co jest wycięte, a co doklejone, to istota problemu jaki rysuje się w mojej głowie.
Np. w wywiadzie na portalu PROSTO Z BOKU , Jakuba Borowicza z 21 kwietnia 2016 roku, oprócz wielu ciekawych treści dwa wzbudziły we mnie sprzeciw. Z pozoru rzecz niewinna. Bo dotyczyła tego, że Mateusz podczas Igrzysk w Savannah 1996, jak podał, mieszkał w mieszkaniu poza wioską olimpijską, poza hotelem MARIOT. Problem w tym, że użył tego „mieszkania poza wioską” w kontekście tego, że tak pragmatycznie ułożył sobie pobyt w Savannah, żeby mieć bliżej do owej platformy z łódkami ( przystani olimpijskiej ), „żeby nie tracić czasu na dojazdy i dobrze się przygotować”
MK: „Gdy jechaliśmy autokarem do olimpijskiej mariny, policja zamykała drogi. Ludzie widzieli, że żeglarze udają się na miejsce rozgrywania olimpijskiej potyczki. Ja mieszkałem w wynajętym mieszkaniu w Atlancie, aby być jak najbliżej akwenu. Nie traciłem czasu na dojazdy i było to dla mnie bardzo komfortowe. Nie było się czego przyczepić.”
Tak opisywał swoje działanie, min, o przemyślanym sposobie na sukces.
Otóż z tego co ja wiem, nikt nie mieszkał poza wioską wtedy. Autobus odjeżdżał z naszego hotelu MARIOT, a potem z przystani wodnej w mieście, wszyscy zawodnicy i trenerzy przemieszczali się tramwajami wodnymi pod eskortą policji, do platformy oddalonej o kolejne 20- 30 min płynięcia. Ciekaw co Wam powie na ten temat Marek Chocian, współlokator Mateusza z pokoju hotelowego. Wszyscy, jak jeden mąż, spotykaliśmy się rychło rano na wspólnym śniadaniu.
To nie to co mówi przyczyniło się do sukcesu końcowego Mateusza w Savannah.
Nie należy tworzyć teorii lub historii przy pomocy bujnej wyobraźni. Bo potem trudno obserwatorom uwierzyć, że jest szczerze.
Kolejnym przykładem opowieści „na dobranoc” jest opis sytuacji z Igrzysk w Atenach.
Z tego co ja wiem, to to ( czytajcie ww wywiad „ PROSTO Z BOKU”) , że Mateusz wskoczył do wody przekonany, że odrobił po tym swoim zwycięskim wyścigu, pozycję dającą mu SREBRNY MEDAL, a nie brązowy. Srebrny !!! Bo w chwili przekraczania linii mety i długo przed, płynął wyraźnie przed Chorwatem ( 4 pkty. i Grekiem, 6,2 pkta zapasu przed wyścigiem ostatnim). Wiedząc, że na pewno jest już trzeci Zagrożony był Hiszpan Rafa Trujillo ( choć miał 14 punktów miej przed wyścigiem, niż Mateusz.). I ten Rafa był przez Mateusza śledzony wzrokiem, a nie Chorwat, czy Grek! Rafa płynął dość daleko, że mogło z pozycji Mateusza czekającego na mecie, wyglądać , że płynie nawet 15-ty. I to ta radość. Wielkie, pozytywne zaskoczenie, że może jednak zdobyłem srebro ?, wywołało ten skok do wody. Nie zaś scena z opisu w wywiadzie ww., żeby ściągnąć uwagę reporterów!
No, ale ten Rafael, przy pomocy tzw „błędów” kolegów, którzy nie chcieli, żeby to Mateusz zdobył srebro, przedostał się o dwa miejsca ( był półwiatr) i ukończył wyścig na 13 miejscu. Nie dając dalszego powodu do radości Mateuszowi. Wskoczył do wody myśląc, że ma srebro, a wyszedł z wody „tylko” z brązem.
Historia opowiadana przez naszego Mateusza wielokrotnie, jest dobra do opowiadania jej dla biznesu, (choć nieprawdziwa), jak historia Rockefelera, który zarobił na czyszczeniu butów. Ale nie może być nieprawdziwa ! Wyciąganie ciekawie wyglądających lub wręcz budowanie opowieści, które są sprzedawane, żeby nadrobić braki w przygotowaniach lub zyskać niezasłużenie na opinii, to nie jest droga, którą można zbudować wysoki gatunek szkolenia centralnego lub nawet klubowego od najmłodszych Optymiściarzy, przez następne klasy.
KONIEC CZĘŚCI TRZECIEJ.
Bo gdy politykowanie, propaganda, wchodzą do szkolenia, to na pewno pragmatyka,fachowość, rzetelność, wychodzą tylnymi drzwiami.
A zawodnicy mogą liczyć tylko na swoją determinację i poświęcenie. A brak walorów jakościowych, a co za tym idzie wyników, produkuje frustrację, a zaraz potem zmusza do rezygnacji.

Wszystkiego najlepszego życzę naszym wspaniałym dziewczynom!
Pozdrawiam
Trener Kajetan Glinkiewicz

Czytajcie mnie w dwóch blokach tematycznych :
1. Jak żeglować szybko oraz
2. Blaski i cienie pod żaglami

Dodaj komentarz

Adres elektroniczny nie będzie publicznie widoczny.

*

*