BLASKI I CIENIE POD ŻAGLAMI – TRENING JAKOŚCIOWY, TRENING ILOŚCIOWY. WIRUS ABSOLUTNEGO PRZYWÓDZTWA.
Trening jest środkiem sportowym, trening czyni mistrza. Wszyscy to wiemy. Idąc od dołu. Wiedzą to ci, którzy trenują jako zawodnicy, ci, którzy trenują jako trenerzy oraz ci, którzy pilnują i administrują sport u góry.
Gdyby zacząć od tych ostatnich, to z tym, pod względem merytorycznym jest coraz gorzej po zmianach w latach 90-tych. Dużo blichtru i propagandy. Ci drudzy to pochodna tych zmian na górze. A zawodnicy? No Ci, jak zawsze, łapią szanse ”własnymi rękoma”. I wszystko było by ok, dla tych najmłodszych, gdyby nie to, że zmiany społeczno gospodarcze rozszerzyły znacznie zakres obowiązków przy budowaniu swojej własnej, młodych ludzi przyszłości, nie pozwalając, jak kiedyś, na skupienie się na sporcie jako sposób na życie. Można by dłużej analizować przyczyny, ale trudno to się robi gdy brak jest powszechnego obiektywizmu.
Ale na pewno bez względu na różnorakość opinii mamy do czynienia dziś z kolizją na styku „JAKOŚCI”. Dawniej, w „poprzedniej epoce” , metoda ilościowa by była skuteczna. Dziś już nie, sama nie wystarczy.
Technologia, „jakość gospodarek” rozwiniętych, radzi sobie lepiej znacznie od gospodarek, które technologi nie mają. Praca miliarda Chińczyków, tego nikt nie zaprzeczy, to nie jakość, a ogromna ilość. Tak na skróty idąc.
Dzisiejszy sport daje sobie znacznie lepiej radę tam, gdzie jest lepsza jakość. Sami, więcej razy pytaliście „ jak” , niż „ile”. Można oczywiście w prostszych sportach, konkurencjach, bazować na zwykłej ilości w treningu i odnosić sukcesy. Ale w sportach i konkurencjach trudnych, nieodzownym czynnikiem jest JAKOŚĆ. Trzeba podrasować przede wszystkim całą technikę działającą w obrębie zawodnik/sprzęt/wiatr/woda. To widać bardzo wyraźnie na przykładzie polskiego żeglarstwa olimpijskiego, 10-ciu jego konkurencji. Ilości, która pochłania środki tam nie brakuje. Za to jakości tak.
JAKOŚĆ w technice choćby, to po prostu, wiele niewidzialnych przez przeciętnego człowieka psycho -fizycznych elementów, których nie da się zastąpić „ilością”.
I takie sytuacje mamy w żeglarstwie, sporcie złożonym, technicznym.
A co mamy w piłce nożnej ? Specjalnie używam tu tego porównania. Przecież więcej oglądamy , nawet my żeglarze, „piłkę nożną” , niż żeglarstwo. Tak jest. Wydajemy opinie łatwo o jakości w piłce nożnej. Bo jakość tam decyduje. Jakość techniczna i jakość taktyczna. Bezapelacyjni Mistrzowie Świata Niemcy, przegrali bezapelacyjnie z Polską. Czy ktoś ich zaczarował ? Nie. Ale te „ niewidoczne” okiem przeciętnego obserwatora elementy, a dokładnie ich brak, nie pozwoliły na wygranie meczu nawet przez aktualnych Mistrzów. Ale to sport drużynowy, 11 zawodników układa rebus, czy puzle i go rozwiązuje w określonym ciasno czasie. Z układami technicznymi i taktycznymi. W żeglarstwie jest dobre kilka razy łatwiej nie przegrać z kopciuszkiem, outsiderem, nawet jak się nie ma dnia. Jak się wczoraj miało miejsce w czołówce ( top 5 np) to umiejętności się ma na lata. I odwrotnie. Np Robert Scheidt, Maciej Grabowski i wielu innych.( przykłady z ostatnich wydarzeń)
Żeglarstwo to sport indywidualny, gdzie decyduje zgranie ( zawodnik, załoga ). Wszelakie zgranie ( używając języka piłkarskiego) w obrębie sprzętu, ze współpartnerem, wobec rywali, wiatru i fali. ( niechciany rymik).
Więc na pewno „ JAKOŚĆ”.
Na temat newansów technicznych jakości, pisałem już w kilku felietonikach, w dziale „Jak żeglować szybko”. Zapraszam do odwiedzenia ich na moim blogu.
Dlaczego właśnie zagłębiam się w tych analizach.
Otóż dlatego, że w moim przekonaniu w polskim żeglarstwie regatowym występuje permanentny brak JAKOŚCI w treningu, szkoleniu. I to nie jest zjawisko chwilowe tylko długotrwałe, niestety.
Ale w deskach mamy jednak wyniki. Ktoś powie. Tak, mamy. Ale w deskach wygrywa w szkoleniu trening ilościowy. Oparty na budowaniu wytrzymałości siłowej, ilości godzin treningowych w czasie kilku lat, dalej więc lepszego, skuteczniejszego czucia. Metody wyrabiania tejże cechy znajdują się powszechnie w podstawowych dyscyplinach sportu, na sportowych uczelniach, w tysiącach podręczników popularno naukowych i naukowych i są znane powszechnie od dziesięcioleci.
JAKOŚCIOWE metody w żeglarstwie wektora olimpijskiego, wymagają wiedzy, która nie jest powszechnie dostępna. Jest w głowach nielicznych i nielicznych naukowych rozważaniach. I są bardzo trudne. Dotyczą one wszystkich konkurencji łódkowych.
Przez następne lata Panowie Chamera z Kowalskim, będą to udowadniać. Życzę im w tym powodzenia.
A dlaczego ci ww Panowie ? No bo teraz, od 5-ciu miesięcy połączyli siły. Przez 14 lat Chamera był w tych ćwiczeniach sam i ciągle powyższą tezę uparcie udowadniał.( nie wiedząc, że to właśnie udowadnia)
Do tych 5-ciu miesięcy wstecz chciał udowodnić swoimi decyzjami, że trening JAKOŚCIOWY da się zastąpić „ilościowym” lub, że da sobie radę bez lub nie widział różnicy.
Ale się nie zgodziło. „Santander” przyczyniło się do dalszego skompromitowania tych teorii.
Takie wypowiedzi po Santander ….„ .przycisnąć i zabrać się ostro do pracy”, …. czy, że to już „ostatni gwizdek” , pokazują prawdę jego myślenia. Co myślicie, że to tylko blef??? Że to zawodnicy są winni, że wreszcie niech się zabiorą do roboty, bo…. Tak więc jak widzicie, przyciśnięcie musi się wszystkim kojarzyć z wylewaniem potu za koszulę, czyli jednak jeszcze więcej, jeszcze więcej ilości. Choć na nartach, rowerach okrążyli już Alpy kilka razy i tu nagle „ jeszcze więcej” ? Wydając pieniądze na ilość, a nie na jakość. O to apeluje jeszcze dyrektor, bo już niedługo prezes i dyrektor sportowy w jednym. I to wszystko za to lub przez to, że mu wierzą ci co mu wierzą. A wiara czyni cuda. A więc mamy cud. A ktoś mówi, że cudów nie ma. Bo nie ma, ale , jak mówi prawdziwy Mistrz , Mistrz Zen, zobaczymy, zobaczymy. Ja wiem, że nikt rozsądny i nierozsądny mu nie wierzy. Niektórzy wręcz grają, że wierzą. Grają swoją grę. Grę na czas. I tak już tu mamy. A cierpienie pozostaje na dole.
Ale na horyzoncie pojawia się maciupeńki ruch obu Panów, v-prezesa i dyrektora, ruch w stronę jakości.
Stanowisko trenera do spraw technicznych.
Ale niestety będzie konkurs. A jak konkurs to źle ! Bo kto wygrywa takie konkursy to wie tylko jeden człowiek. Wódz. Startowałem w wielu i zawsze przegrywałem, jak w komisji był wódz. Wchodziłem do PZŻ tylko wtedy, kiedy wchodziłem bez konkursu. Tak jak dyrektor, też wchodzi ostatnio bez konkursów. Tak jak to, że będzie od teraz oficjalnie sam sobie podlegał.
Ale co ja myślę o funkcji trenera do spraw technicznych. To nie jest robota dla jednego człowieka. To jest robota dla kilku trenerów, najlepiej dla trenerów klas. Ale jak trenerzy klas się z tym technicznym aspektem po prostu nie „ wyrabiają”, to trzeba drugiego trenera do każdej klasy.
Co mam na myśli. Otóż tak jak dowiaduję się z ogłoszenia, to taka osoba musi zajmować się wieloma aspektami technicznymi. Początkowo myślałem, że to będzie autorytet od szybkości poprzez zebranie i wklejanie tajemnych aspektów do sprzętu wszystkich klas. Ale tak to nie jest ujęte. Jest za to sporo na temat polityki, kreowania, konserwacji itp itd. Jedno jest tylko słówko na temat „trymu”. Aż tyle w tym samym czasie to ja bym nie potrafił. Zanim moja źle dobrana szpachlówka by wyschła, to już by było po wyścigach. A tu trzeba sprawnej dłoni i opanowania nerwów i zdążenia na czas.
Wcale nie żartuję.
Na świecie nie ma takiej funkcji.
W Australii ci co są trenerami klas też świetnie znają się na newansach technicznych sprzętu.
Skąd więc podwójny wódz weźmie takiego omnibusa?????
Jak pytałem wybitnych specjalistów, których znam, to mówią, że nie wybierają się na to i żadnej propozycji nie dostali. No? No więc co? Taki specjalista, z umiejętnościami ho, ho, to od dawna był by potrzebny dla kadry, który miałby wieloletnie doświadczenie wektora olimpijskiego, który tuningował żagle, maszty, salingi, i to skutecznie. Zawodnicy o tym marzą. A tu nagle konkurs!!!!
To nikt taki nie jest znany? Naszym wodzom? Widzę w tym kolejną kombinację typu gimnastycznego.
Więc jak mówi Mistrz Zen, zobaczymy.
Mam nadzieję, że jak tylko nie będzie się podobał wodzowi, to Ministerstwo go nie zatwierdzi ( bo do MS należy ostatnie zdanie). I już. Nie śmiejcie się. Nie będziemy tracić przynajmniej, niepotrzebnie pieniędzy na niestosowną osobę. Chcemy przecież wyniku.
W tym co obserwuję od 14 lat w PZŻ, to występuje przede wszystkim zjawisko klarowne jak woda Morskiego Oka. Że toczy nas wirus absolutnej władzy. Skuteczny proces uzależnienia od jednego człowieka całokształtu procesów decyzyjnych, który jest jego nosicielem. Choć w tym człowieku brakuje wszystkiego co jest najważniejsze. Taki człowiek nie może wewnętrznie współpracować z nikim, kto ma wiedzę specjalistyczną na większym poziomie. Nie może też współpracować z nikim kto ma cechy osobiste, wyraźnie szlachetne. Cokolwiek rozumiecie pod tą nazwą.
Przez lata byliśmy świadkami „wyalienowywania” osób z ww cechami. Patrzcie przez chwilę, nie tylko kto doszedł, ale kto został wyalienowany.
Ostatnio, co bardzo ważne, o czym musicie wiedzieć, to wyalienowany został wybrany przez nas Karol Jabłoński, Maciej Bardan, ….. z zarządu. Trochę dalej wstecz, trenerzy światowego autorytetu. Kiedy rządził v-prezes Maciej Szost, to on ( wiadomo o kim mówię), co tu jest bardzo ważne, ogłosił, że czas się ewakuować z PZŻ. Nie mógł wytrzymać tego, że stawał się odsuwany od decyzji, które uważał, że do niego należą na zawsze. „ Nie będę nigdy w miejscu, gdzie nie będzie mnie widać, tak dużo dobrego mogę zrobić rządząc, bo jak nie będę nr 1, to odejdę” Ale Szost widział w nim i z nim klęskę. Żal mi takich ludzi, bo są zainfekowani niebezpiecznym wirusem wodzowskim i nie widzą na to lekarstwa. Spójrzcie dookoła.. Stają się niebezpieczni dla siebie i dla innych. Choć dla tych, którzy są w jego stajni, czy też są potrzebni w jego stajni, jest względnie miły ( a może nawet nie) i „odpowiednio powierzchownie pragmatyczny”, spryciarski, przebiegły, ale pyszny.( ale spójrzcie kto w tej stajni jest).
Tak, może trochę poza kontrolą rządzących, powstała strategia budowania silnego aparatu władzy, aparatu, a nie sztabu, który w imię tej strategii nie wpuści żadnej obcej krwi. Uważajcie. Niech Go Pan ma w swojej opiece. Bo to jest strategia sportowej klęski i kompromitacji nie tylko Jego, ale nas wszystkich. Jeżeli zależy Wam ? A zależy, prawda?
Ostania rzecz. Kiedy trener Paweł Kowalski zgodził się prawie pół roku temu, a nie miał łatwo, bo nie można przecież zostawiać kury, która złote jaja znosi, przyjąć funkcję trenera głównego kadry olimpijskiej, to wszyscy myśleli ( oprócz mnie), że będzie merytorycznym, jakościowym liderem. Że będzie ciągnął tematy jakościowe. A tu patrzę na program Waszej konferencji, ( szkolenie trenerów i instruktorów), z obecnością trenerów zatrudnionych w PZŻ, patrzę, a to nie on będzie kierował tematem trymu, z dwoma „niepodważalnymi” autorytetami od olimpijskiego poziomu trymu w teorii i praktyce. I dokładnie jak uderzyć w stół, na którym żaglomistrzowskie nożyce leżą.
Zobaczymy, powiedział by Mistrz Zen.
Pozdrawiam i owocnych nauk.
Kajetan Glinkiewicz
Czytajcie mnie w dwóch blokach tematycznych:
1.Jak żeglować szybko oraz
2.Blaski i cienie pod żaglami.