BLASKI I CIENIE POD ŻAGLAMI – STABILIZACJA FORMY I ZAGROŻENIE Z KOSMOSU

Są dwie rzeczy potrzebne żeby żeglować szybko i skutecznie. Wiedza o tym jak ma wyglądać KSZTAŁT i DUSZA szybkiego żeglowania ( wyjaśnienie co to jest KSZTAŁT i co to jest DUSZA, nastąpi jeszcze w tym stuleciu) oraz wiedza o tym jak wdrożyć ten KSZTAŁT i DUSZĘ w ciało i sprzęt zawodnika. Nie ma innego sposobu, żeby bez obu części wpływających na szybkie i regatowo skuteczne żeglowanie, znaleźć się na topie w głównych regatach olimpijskich. Najgorzej jest, gdy w obu składowych jest kiszka. Cierpią na tym zawodnicy, PZŻ i dyrektor ( pytacie który? Nie ten, którego macie na myśli). Ale to nie znaczy, że jak brakuje tylko jednej składowej z wyżej wymienionego układu, to się da od biedy zrobić co trzeba. Nic z tego! My natomiast, skromnii obserwatorzy, podobnie jak kibice futbolu na poziomie reprezentacji, podniecamy się niezdrowo, bo nic nie możemy zmienić na lepsze. Wiedza fachowa na tak skonstruowany wzór na sukces sportowy przesiaduje w poczekalni, poza pałacem i pyka cygarko. Ale dlaczego? Dlatego że jest jakieś „zagrożenie z kosmosu”.
Co się więc dzieje poza piłką nożną, gdzie właśnie 10 minut temu PZPN odwołał Fornalika.
Otóż, prawie nic się nie dzieje interesującego in plus. Stałym fragmentem katalizującym obraz prezentowania rzeczywistości na forach internetowych trybuny federacji żeglarskiej na ziemi polskiej, jest „zagrożenie z kosmosu.”
A wyniki klas olimpijskich jednoosobowych przynoszą nadal stan dobrego samopoczucia. Człon „samo” jest tutaj użyty kierunkowo i nie pejoratywnie, czy egoistycznie. Jest bowiem wyrazem tego, że taki stan przekonania jest podszyty bezpieczeństwem. Stąd mianowicie, że jest indywidualnym, prywatnym, osobniczym patentem oceniania rzeczywistości, często autokratycznym, ale szczerym, z którym „trudno dyskutować”, nie tylko dlatego, że znajduje się na niedostepnej dla nas, przeciętniaków, stronie internetowej. Czasem jest to wynikiem samopoczucia, które odczytujemy „ między wierszami’, czy też przenoszonego drogą oralną, z ust do uszu, czy z ust do mózgów przeciętnego czytelnika środków branżowego, naprawdę masowego przekazu, żeby mu przeważnie powiedzieć, czyli żeby wiedział i się nie denerwowal, że jest dobrze, …….. i że „ jakże by inaczej miało być w moim przypadku???” Że trzyma się rękę na pusie.
Jonasz Stelmaszyk, który dwa lata temu zdobył na Mistrzostwach Europy na Laserze srebro, mógłby, rzecz jasna ponownie sięgnąć po podobny wynik, nikogo by to nie dziwiło. Jak Maćko Grabowski, rok po roku. Nawet, gdyby był 15-ty, w tej klasie, nikogo by to nie dziwiło, ale też by przecież niektórych cieszyło.
Pojawiają się jednak w okolicach tych ostatnich Mistrzostw Europy w Dublinie dwa zjawiska. Jedno hipotetyczne wciąż, gdyby jednak Jonasz posiadał „ustabilizowaną formę” jak podał trener i sięgnął po swój kolejny srebrny medal, jak ten z Helsinek. No i to drugie zjawisko, to realne, bo znamy wyniki, kiedy Jonasz przywozi zaledwie 10-te miejsce, ale dopiero w srebrnej grupie, zjawisko, które jest, tak myślę, kompletną ironią jego stanu „ustabilizowanej formy”, określonej tak po wygraniu regat trzeciorzędnych w Warnemunde w lipcu.
Problemy tu widzę dwa.
Jeden, to określenie stanu formy Jonasza Stelmaszyka stwierdzeniem „cieszą sukcesy, świadczące o stabilizacji formy……” ( mowa o Warnemunde, w którym Marcin Rudawski wygrał na Radialku i Jonasz Stelmaszyk na Standarciku).
A drugi, to, jaka to jest „ustabilizowana forma” ? Czy to stabilizacja, gdzie zawodnika stać też na zwycięstwo w regatach, do których celuje swoje przygotowania? Czy jakaś forma, która po prostu kogoś prywatnie cieszy, niekoniecznie na złotą grupę, czy medal rejs. Taka, która daje zwykłe, dobre samopoczucie? Trenerowi, jak widać dawała to dobre samopoczucie, że aż postanowił się podzielić z gawiedzią, swoim samopoczuciem. Taki był przekonany, że to już. Nie sądzę, żeby chciał specjalnie przesłać w eter sygnał nieprawdziwy, że choć idzie źle, to jest okazja po Warnemunde, żeby wykorzystać to zwycięstwo lub dwa i rozwiać rosnące w szybkim tempie wątpliwości i sygnały, że treningi tej grupy idą do – - – - . Nie martwi przecież forma Marcina Rudawskiego, bo od momentu, kiedy zmienił/obniżył poprzeczkę ze Standarta na Radialika, to ma formę. Ustabilizowaną formę przez ostatnie chyba 5 lat. I tu akurat można wierzyć w słowa trenera.
Forma Jonasza, jest moją wielką troską, bo poprzeczka jest wysoko, a partnerstwo w grze nisko. Wrzody mi się otwierają jak czytam i widzę i słyszę ( czasem też zamykam oczy, zatykam uszy, trzymam język za zębami), co się dzieje? Jak przeczytałem, że forma Jonasza się stabilizuje, że dowodem na to jest „jedna regata”, to natychmiast zacząłem dygotać, czyli trząść się z irytacji. Nie, żebym nie chciał, żeby Jonasz miał świetną formę, ale z tego, że nie uwierzyłem Ale dobrze, ”że choć nie było burzy”. Że było słońce. Albo raczej źle. W Warnemunde oczywiście.
Znam tą retorykę. Jest coś niewiarygodnego co się dzieje. Lepiej nie pisać nic ! Trzeba jednak mieć o 50% większą świadomość, żeby wypowiadać się autorytatywnie na tematy fachowe i nie być śmiesznym.
Jak mawiał Kazimierz Górski, „ to skoro było tak dobrze, to dlaczego było tak źle?”
Ale jest jeszcze w związku z tym, jeszcze jedno Kazimierza Górskiego, przed „najazdem kosmitów”, „porzekadło” lub nawet dwa :……
”Panie kolego, Pan jest potrzebny nie do gry, ale do fotografii”. A potem dodawał :„A co do szczegółów, to niech się wypowiedzą specjaliści”.
Natomiast trener Kacpra Ziemińskiego, Joso Jakelicz i nikt z jego obozu, nie napisali na temat formy Kacpra nic. A wynik w ME wysoki (5 miejsce), jest zwykłym wynikiem, wynikiem zwykłej, porządnej formy, wysoko postawionej poprzeczki partnerstwa w grze, zwykłego, niekłamanego procesu trenowania,….. w sposób systematyczny i równy jakościowo,…… przy stanie zwykłego, zdrowego samopoczucia….. i bez „ zagrożenia z kosmosu”.
Tego Nam trzeba w polskim żeglarstwie olimpijskim.
Kacper, jeszcze trochę i dołączysz do grona trzech, dotychczasowych, polskich medalistów w tej niezwykle przeładowanej, olimpijskiej, prestiżowej dyscyplinie/ konkurencji. I już nie będziesz musiał korzystać z nadzwyczajnej formy zabezpieczania swojej własnej kariery. Trzymam kciuki.
W Radialu, ale tym prawdziwym, olimpijskim, pokutuje jednak szczerość, dość niezwykle szczera szczerość oceny sytuacji. Zacytuję mniej więcej: „naprawdę przykładam się do wyznaczonych mi treningów, poświęcam się mocno i nie ma to przełożenia na oczekiwany postęp”.
Tu współczuję. Naprawdę. Ale mimochodem rzucam wzrok na początek mojego felietonu, ale nie powiem nic. Bo nie wim na pewno w jakim zakresie brakuje, czy w całości, a to łatwiej ocenić, czy częściowo brakuje? Bo trudniej ocenić na dystans.
Jest jeszcze trzecia jednoosobowa, polska klasa, specjalna, moja ulubiona. Finn. Tutaj, nie pisało się natomiast nic. Tak jak w obozie Jakelicza ze Splitu. Poprzez skromność. Bo skromność dalej poprowadzi. Jak mówi wschodnie przysłowie, …. „Tisze jediesz, dalsze budiesz…”, coś takiego, czyli nie opowiadamy nic pyszałkowatego głośno i na zewnątrz, to osiągniemy rezultaty, o których marzymy. Ale gdyby tylko na mądrości takiego przysłowia dało się osiągać sukcesy? W Finnie nic się wynikowo nie wydarzyło, mimo przestrzegania powyższej zasady. Coś musiało stać się wcześniej, widocznie. Stało się wręcz coś przeciwnego. Niewynikowo się wydarzyło. Powiedzenie o tym jak budować wynik, z tego porzekadła wschodniego, było zastosowane w 99 % – tach. I nic. Więc ciężko powiedzieć, które z mądrych porzekadeł zastosować, żeby były wyniki. Nie wystarczy realizowanie przecież zasad płynących z definicji techniki żeglowania, która brzmi mniej więcej tak:” …technika jest to umiejętność optymalnego sterowania pomiędzy za ostro, a za pełno…” ( niedługo autor podobnie brzmiącej definicji, sam się weźmie za trenowanie kadry, bo już traci cierpliwość). Nie wystarczy liczyć na szczęście, tylko trzeba pracować nad permanentnym szczęściem. Bo jak mówił Kazimierz Górski, że „ jak szczęście zaczyna się powtarzać, to już to nie jest szczęście”. Bo „ mi si wydaji” , mówił dalej, że w tym przypadku „ wygrywajo jednak drużyny, które strzelajo o jedno bramkie więcej od przeciwnika”. Tak mawiał Kazimierz Górski.
Czyli po prostu. Dokładnie tak. Żeby osiągać sukcesy, wyniki, wyznaczone wysoko postawioną poprzeczką, trzeba zwykłej formy ( patrz umiejętności), tworzonej przez zwykły, niekłamany proces trenowania, w otoczeniu realnych sparingpartnerów, realnych wartościowych środków szkoleniowych, z wysoko postawioną poprzeczką partnerstwa w grze, w sposób systematyczny i równy jakościowo, w obliczu stanu zwykłego, zdrowego samopoczucia. Ale bez strachu płynącego z ZAGROŻENIA Z KOSMOSU.
ZAGROŻENIE Z KOSMOSU jest zjawiskiem paranormalnym. Wszyscy, no nie wszyscy, ale są tacy co jeszcze w to wierzą. W średniowieczu było ich znacznie więcej, ale teraz jeszcze są. Jak potrzeba, to daje się im zagrożenie z kosmosu. Kiedyś, przed wiekami, czołowi działacze życia społecznego, używali takiego właśnie straszaka, np. zaćmienia księżyca lub słońca, piorunów itp., żeby postraszyć gawiedź. Dziś już nie wypada. Ale też wydaje się, że jak widzimy co się wokół nas dzieje, np. w żeglarstwie olimpijskim, to jednak ZAGROŻENIE Z KOSMOSU istnieje. Wywołuje się je. Co byśmy nie powiedzieli. Nikt przecież nie powie, nikt nie napisze oficjalnie, że np. w klasie Laser Standard i Radial,…. czy w Finnie, źle się dzieje. ……, że jest niezadowolenie,….. nierównouprwnienie,…… dyskryminowanie …..brak stabilizacji formy….dalekie wyniki w głównych imprezach mistrzowskich….. na przykład. Np. zmienianie podwładnych trenerów,….. na przykład,…… że nie można na nich liczyć, …..a kiedyś można było……
No nie można napisać, bo KOSMOS patrzy z góry !….. a, gdy zobaczy, …… że coś nie gra,…… to przyjedzie……. i zrobi porządek. ……a jak się nie pisze, …….to KOSMOS, …….to KOSMOS…… ( patrzę w lewo….. patrzę w prawo…..) tokosmosniewidzi. I jesteśmy bezpieczni !
Czyli chodzi jednak o nasze bezpieczeństwo!
Tak mi się właśnie wydaji. Nie ma innego wijaśnienia.
A w Finnie naszym polskim, ten rok był spędzony pracowicie, w dużej grupie. No bo masztów, żagli odnalezionych po zaginięciu nagłym….., łódek,…. jest od groma. To się przyda. Jakoś trzeba ten sprzęt utylizować. No, ale wyników na Mistrzostwach Europy w Warnemunde nie było, mojego ulubionego miejsca, gdzie autor sprawdził, za swoich młodych lat oczywiście, samego Schumana. Wiatr tam był idealny, ponoć fala do wykazania się umiejętnościami techniki żeglowania po niej z wiatrem, bez pompingu, była fantastyczna, ale tylko dla mistrzów. A mistrz na tym kursie, prawdziwy mistrz, był tylko jeden. Wasyli !!!. Facet z Lasera. Polacy pokazywali się, ale tylko ci młodzi. A stary/ młody nie wytrzymał czegoś, „czegoś” brakowało. Czegoś !.
Nie wytrzymał też w Talinnie na Mistrzostwach Świata, zabrakło specjalnych umiejętności na słaby wiatr. CZWARTA DZIESIĄTKA. Najlepiej wypadł młody kandydat, ale mógł znacznie lepiej, a nawet powinien, bo nie było prawie w ogóle za dużego dla niego wiatru. Więc tunning i słabowiatrowe rozwiązania sprzętu i techniki. Jak to zacząć kontrolować? I don’t know.
Tak więc Piotr KULA nie osiągnął wyników podstawowych, nakreślonych przez SIEBIE, TRENERA, PZŻ, DYREKTORA I MINISTERSTWO SPORTU. Był nawet tak daleko, że nie mógł sobie tego wyobrazić w najgorszych snach. Przekroczył minus 500% normy. Najdalej od 5-ciu lat. Ale zrobił wynik wyznaczony mu przez wszystkich jego rywali z wody. Z wody polskiej i z zagranicy. Po prostu przez konkurentów. Więc ludzie, nie dobijajcie go, nie piszcie tak, nie róbcie za niego wyników, bo jego to irytuje, przecież to nie o medal z tej imprezy chodzi !. Nie wciskajcie mu osiągnięcia wyczynu historycznego, bo ktoś pomyśli, że on naprawdę dokonał czegoś wielkiego. Kiedy np. Myszka w tej samej imprezie zajął dopiero 9-te miejsce. Nie dobijajcie Go. On nie lubi jak ktoś za niego robi te wyniki. On lubi sam wziąć swoje sprawy w swoje ręce. Po swojemu, ale sam. Nie wyręczajcie Go. NO chyba, że to Wy potrzebujecie tego wyniku, dla siebie. A to co innego.
Oj, będzie ciężko.
No i dostał niestety w prezencie od trybuny, na którą zawsze, a raczej ostatnio, może liczyć. Od czasu jak popadł w poważne tarapaty……. wynikowe. Dostał prezent w postaci nagłośnienia wygranej edycji Eurosafu. Takiej „korespondencyjnej” imprezy, sumowania punktów z 5-ciu regat, gdzie jak już pisałem, w tym roku obesność szerokiej światowej ( tej z Mistrzostw Swiata i M.Europy, czołówki była…… nieobecna. Znikoma i w kratkę. Przeczytajcie o historycznym wyczynie Polaka to nie uwierzycie w moje słowa.
Albo raczej skupcie się na refleksji, zadumie. To zawsze dobrze wychodzi na zdjęciu, z cygarem….pyk. A w razie czego, to okazji jest w okolicach sporo. Zawsze możecie coś ściemnić. Możecie np. opisać jak powstało miasto w Chnach i odwrócicie uwagę….
A moja refleksja jest taka, że wolałbym, żeby kilkoro polskich Finnistów było w topie, gdzie z góry wiadomo, że skoro tak, to na pewno działają tryby maszyny jak w pierwszym zdaniu mojego felietonu. Mielibyśmy gdzieś……. zagrożenie z kosmosu. Gdzieś!!!
A tak. Ciągle wisi w pwietrzu to „zagrożenie z kosmosu” !!!!!!! U-wa- żaj-cie !…!…!
Pozdrawiam serdecznie
Kajetan Glinkiewicz
Czytajcie mnie na dwóch blokach tematycznych:
1. Blaski i cienie pod żaglami oraz
2. Jak żeglować szybko

Dodaj komentarz

Adres elektroniczny nie będzie publicznie widoczny.

*

*