JAK ŻEGLOWAĆ SZYBKO. RÓWNOWAGA MIĘDZY UMIEJĘTOŚCIAMI A PSYCHIKĄ

RÓWNOWAGA MIĘDZY UMIEJĘTNOŚCIAMI A PSYCHIKĄ -  im wieksze umiejętności, tym lepsza psychika.

W tym wpisie zajmę się analizą ciekawych przypadków z aren żeglarskich najwyższej rangi,  z udziałem zawodników najwyższego formatu.

To co chcę Wam przekazać, będzie wyglądać na sprzeczkę z innym przekazem w związku z wielkim wydarzeniem regatowym, ale w rzeczywistości będzie  równoległym spojrzeniem, przy użyciu  również  grupy  podobnych do siebie zjawisk, ale  od strony myślenia trenerskiego.                                                Wyczyn pary Duńskich żeglarzy klasy 49er, Jonasa Warrera i Martina Kirketerpa z  Igrzysk w Pekinie 2008 roku,  został opisany i uznany  przez kolegę Witka Dudzińskiego, lekarza kadry, jako przykład właściwej równowagi cech psychicznych zawodników, którzy  w związku z tym dążyli skutecznie do zwycięstwa. (przeczytajcie ten  artykuł na portalu WIATR z dnia 3 września 2012roku, a potem wróćcie do mojego wpisu).

Nie ulega wątpliwości, że omal niewiarygodne zjawiska  towarzyszące tej sprawie, miały charakter składanki wpisanej  w scenariusz jak do filmu „Wiatr – 2”( który może się jeszcze  kiedyś ukaże???),  oczywiście ze szczęśliwym zakończeniem dla naszych bohaterów.

Ale takich bajkowych „scenariuszy” dla zawodników się  nie pisze, nie projektuje się rozwiązań na sukces, który miałby być osiągnięty w podobny sposób, jak sukces naszej pary Duńczyków.

Sukces sportowy bowiem projektuje się, jak już nadmieniłem w moim poprzednim wpisie  z dnia  11 października 2012 roku, poprzez stymulowanie  procesów szkoleniowo-edukacyjnych dość  nietuzinkowych,  opartych na parametrach  jakościowych wiedzy żeglarskiej, na systematyczności szkolenia  i określonej bezkompromisowości w stosunku do zjawisk szkoleniowych, które zbyt często idą  na  tak zwane  „skróty”, szkodliwe dla zawodników.

Historia  opisana przez Witka Dudzińskiego działa się w warunkach  niezwykle korzystnych zbiegów okoliczności.
Tak korzystnych, że samo szybkie i konstruktywne  myślenie Duńczyków, by nie wystarczyło dla pomyślnego zakończenia. Myślenia o tym,  żeby wziąć inną łódkę, ale  przedtem szybko przeholować zniszczony sprzęt do  portu, a tam może  dokonać zamiany masztu?  A może lepiej wziąć otaklowaną łódkę kogoś, kto nie startuje, bo czasu bardzo mało, a wymiana masztu potrwa zbyt długo?  A może  w ogóle komisja regatowa odroczy wyścig z powodu złych warunków? Może więc jedną z głównych myśli była  jednak  ta, o pożyczeniu łódki, (podczas holowania był  czas na myślenie), w końcu wszystkie 49ery są tam w porcie takie same,monotypowe, pomierzone  i dopuszczone do regat. To myślenie, choć w swoim charakterze pozytywne, konstruktywne, nie  załatwiało jednak wszystkiego. Nie załatwiało tego, co znajdowało się z ” drugiej strony medalu”. Jednak trochę fartu było potrzebne.  Nie dość, że została jedna łódka Chorwatów gotowa do wypłynięcia, to jeszcze sami Chorwaci byli na miejscu i szybko wyrazili zgodę na pożyczenie jej Duńczykom. Drugim fartem  było to, że medal race był opodal falochronu na przedporciu, a nie gdzieś daleko. Wystarczyło może 10 lub trochę więcej minut, aby dopłynąć do trasy. Mknący jak strzała 49er, po  wyjściu z portu zdążył więc i  przeciął  linę startu tuż przed upływem procedury    (4 min. po sygnale startu). Jest więc w wyścigu! Finn lub Laser by nie zdążyły.  Nasze chłopaki od tego momentu żeglowali już swój, nazwijmy to  „drugi wyścig”.      

 Ten „pierwszy wyścig” wygrali dzięki szczęśliwemu zbiegowi okoliczności, ale też dzięki odważnemu, szybkiemu i konstruktywnemu myśleniu. Myśleniu „zwycięzców”.  Myśleniu doświadczonych nie tylko samych sportowców,  ale także  doświadczonych osób ze środowiska zawodników, więc też  trenerów. Takie cechy rozważnego, „olimpijskiego” myślenia pochodzą ze  sposobów wychowania i wdrażania  nieprzeciętnych rozmiarów  gatunku wiedzy żeglarskiej. Pochodzą z samej jakości edukacji  w ich kraju, w ich klubach,    a już bezwzględnie powstają w środowiskach  rodzinnych,  szkolnych.  Takich, gdzie rzetelność, solidność,waleczność, pracowitość dominują. Tworzą się w klimacie bezwzględnego szacunku do  wyznaczonych granicami  przepisów, dyscypliny sportowej    i krytyczności,  w stosunku do wszelkich syndromów  omijania prawa oraz  „podcinania nóg” rywalom, jako sposobów wygrywania. Efekty wychowawcze i szkoleniowe tak powstałe,  wyznaczają pełny kształt  osobowości  najwartościowszych sportowców, a w tym naszych Duńczyków.

Dalej. W tym „drugim wyścigu” nasi bohaterowie  próbowali jak zwykle, żeglować na maxa  i ukończyć wyścig jak najlepiej. Reszta była              w rękach rywali.

Finał znamy. Uratowali złoto! Nic więcej, w sprawie znanych już faktów końcowych.   Nasi bohaterowie zrobili „swoje” w tym dniu, ale także w całych regatach. Wyszli bowiem  z eliminacji z 11 punktową przewagą nad Włochami, już  wówczas więc byli wyraźnie najlepsi, to duża przewaga jak na Igrzyska.  W dniu wyścigu medalowego, z dużą wiarą wyszli na wodę,   że upilnują Włochów.  Dysponowali bowiem sporymi  umiejętnościami, w końcu to oni  wyeliminowali się na Igrzyska spośród trzech niemal równorzędnych załóg duńskich, pod skrzydłami świetnego zresztą, z odpowiednią, duńską charyzmą trenera, Johna Stivensena. A co z wydarzeniami, które nie zależały już od nich?   Po pierwsze, musieli poczekać na werdykt JURY.

I tu JURY  w tej sprawie mogło podjąć każdą decyzję. Wiemy to z doświadczeń z różnych aren  regatowych, w tym z aren polskich. Mogli dać nawet Duńczykom DSQ. Ale to nie były zwykłe regaty.  Fakt, że rzecz  dzieje się  na Igrzyskach, gdzie jest mnóstwo ludzi, obserwatorów, dziennikarzy, oficjeli, a członkowie JURY to sędziowie wyselekcjonowani itd.,  zmienia podłoże dla tworzenia szlachetnych scenariuszy. ( nie wiem niestety jakim stosunkiem głosów oddalono protest Włochów).

Te wszystkie razem okoliczności pomogły dać rozwiązanie, które naznaczyło
wartości niezwykle szlachetne. Werdykt JURY uwzględnił odpowiedź na podstawowe
pytanie z reguł  sportu. Czy zawodnicy przekroczyli jakiś przepis procedury wyścigu medalowego, czy opłynęli trasę
prawidłowo, czy złamali przepis prawa drogi i czy w końcu żeglowali na łódce klasowej?

Nie mogę poprzestać  w moim wpisie tylko na tym wydarzeniu jak wyżej. Moim celem jest pokazanie, że jest dużo przypadków o dramatycznym podłożu, które nie kończą się tylko  „happy and’em”.  Mam w zanadrzu jeden zupełnie bliźniaczy przykład, gdzie  także chodzi o walkę o złoty medal. O złoty medal w regatach o Mistrzostwo Świata w klasie Finn w Pireusie w roku 1998.

Rzecz dzieje się przed ostatnim zaplanowanym wyścigiem flotowym. Wtedy nie myślano jeszcze      o takim wynalazku jak „wyścig medalowy”. Świadkowie tego wydarzenia siedzieli w cieniu pod parasolem, komisja wystawiła flagę odroczenia na brzegu, jakby czekając na odpowiedni wiatr.    Na jak silny wiatr, tego nie wiedzieliśmy. Ale nagle pojawił się w basenie portu otaklowany Finn ze zrolowanym żaglem i był holowany na trasę regat. Poza nimi nikt nie kwapił się do wykonywania podobnych „ruchów” i reszta cierpliwie czekała na lądzie. Kto to był ten nadgorliwy zawodnik?

I tu zaczyna się prawdziwa historia  dramatu, a według mnie historia  właściwie normalnego myślenia „mistrzowskiego”.  Myslenia maksymalnego w danych warunkach. Chęci zrobienia wszystkiego co może zrobić zawodnik wraz z trenerem, aby wypełnić to wszystko co jest w kręgu wiedzy  regatowej, szkoleniowej, trenerskiej itp.,  namaszczonej cechami pozytywnego myślenia.  Otóż ten zawodnik to znany wszystkim  Fredrik Loof       i  holujący go,  nieżyjący już trener Don Nordqvist (zginął bowiem śmiercią tragiczną wiosną 2011 roku wychodząc na trening z portu w Alicante przy wzburzonym  morzu, motorówka wywróciła się na „plecy”).
Fredryk miał 3 punkty straty do pierwszego. Tylko ściganie się w ostatnim wyścigu otwierało mu szansę na odrobienie tej straty.  My, to znaczy Andy, trener wtedy Mateusza Kusznierewicza i ja,  trener Dominika Życkiego, byliśmy ciekawi tego, co  będzie dalej.  Ale też byliśmy ciekawi co działo się za wielkim murem, który przysłaniał  widok na morze.Czy był tam wiatr, czy nie? Wypłynąłem więc motorówką, żeby zobaczyć co się dzieje na zewnątrz. Okazało się, że wieje ok. 4m/s. Wiatr więc teoretycznie żeglowalny. Podzieliłem się tymi informacjami z Andym                            i czekaliśmy. No, ale Grecja to nie Holandia. Trudno było przewidzieć jakie będą decyzje. W tych okolicznościach tylko czekaliśmy. Mieliśmy własną misję do zrobienia, zupełnie nie dywagując, nie podnosząc ciśnienia, bowiem to my mieliśmy coś do stracenia. Mianowicie te 3 punkty przewagi nad Szwedem miał nasz zawodnik, Mateusz. Dopiero, kiedy komisja odwołała wyścigi tego dnia, kończąc tym samym historię Mistrzostw Świata, zastanawialiśmy się z Andym nad motywami  działania stron uczestniczących w tym„wyścigu”. Przecież historia tych regat mogłaby być inna, gdyby rozegrano jeszcze jeden wyścig.  Nie wskazując naszych typów,  co do przyczyn takich, a nie innych decyzji komisji regatowej, wezmę  na moment pod lupę to, co istniało  w „eterze”.
Regaty, choć były Mistrzostwami Świata, były też eliminacjami do Igrzysk w Sydney w 2000 roku. Pierwszymi tego typu w nowym systemie eliminacji do IOl., który znamy dziś. Osiem państw kwalifikowało się w tych eliminacjach. Na piątym miejscu był Grek Emilios Papatanasiou.  Członek  klubu, który właśnie organizował te regaty. Fredryk Loof z trenerem wrócili do portu i uznali rzeczywistość. Nie tupali nogami, nie gwizdali, przyjęli z pokorą stan rzeczy.

Pierwszy tytuł Mistrza Świata w klasie Finn dla siebie i dla Polski zdobył  właśnie w tych regatach Mateusz Kusznierewicz, a Fredryk Loof zdobył medal srebrny. Ale nie podawałbym  tego przykładu, gdyby nie fakt kolejnego, ciekawego z punktu widzenia przewrotności losów i wpływu tzw. „podłoża” wydarzeń na szanse osiągnięcia pełnego sukcesu.  Spójrzmy  na kolejny przykład z udziałem Frediego Loof’a.
I tym razem, w tym wydarzeniu,  Fredi był takim samym sportowcem jak przed laty, tak samo zdeterminowanym, robiącym wszystko to,                co w danych warunkach należało zrobić, z punktu widzenia wzorów mistrzowskich.

Jest więc Londyn 2012 roku. Loof dostał się do wyścigu medalowego na trzecim miejscu na Starze. Medal miał  już zapewniony. Brytyjczyk Iain Percy bronił prowadzenia w regatach przed Robertem Scheidt’em, więc otworzyła się szansa dla naszego bohatera, uwolnienia  się spod kontroli Brytyjczyka. Udało się. Fredi wygrał wyścig medalowy i  wypracował przewagę nad Percy’m zdobywając złoto. Robert Scheidt , przyciskany przez Perce’go spadł ostatecznie na pozycję brązowego medalu.( zobaczcie to na youtube sailing medal race Star class).
Historia więc naszego bohatera zakończyła się „happy and’em”. Inaczej niż w przykładzie powyżej, kiedy jego, taka sama determinacja, nie pozwoliła mu nawet podejść do szansy walki w wyścigu realnym o złoty medal na Finnie w 1998 roku w Grecji.

I jeszcze, żeby zaznaczyć wyraźniej relację między warunkami tzw. „podłoża”, a szansą na szczęśliwe zakończenie, zupełnie coś niewyobrażalnego!!! Gdzie historia była podobna, a „podłoże” inne.

Bowiem cztery lata wcześniej, bo w 2008 roku  na I.Ol. w Chinach, też na STARZE, znowu  nasz bohater Fryderyk,  jeszcze  lepiej  wyszedł               z eliminacji niż w Weymouth w 2012 roku. Był na  remisie- prowadzeniu wraz z Percy’m. I  niestety, tam, ta walka o złoto zepchnęła go, aż na medal  brązowy.  Gdyż Percy musiał wybrać Frediego i „dusił” go do końca zdobywając złoto, a nasz bohater  zapłacił najwyższą cenę, stracił dwa miejsca.
Wtedy  nie pilnowany był Brazylijczyk Robert Scheidt. Wykorzystał to więc tak samo jak Frerdryk w Londynie.
Ale co zrobić,  gdy medalowy wyścig jest po prostu „takim sobie” wynalazkiem działaczy ISAF. Więc można,  w zgodzie z zasadami loterii zyskać lub  stracić.

Patrząc na takie historie jak wyżej, gdzie walka toczy się na  „podłożu” nie do końca przewidywalnym, a wynik ostateczny  nie jest epilogiem li tylko pełnym szczęścia, czy pełnym porażki, lecz  pewnego rodzaju podziałem, średnią arytmetyczną parametrów punktowych wszelakich zagrań i faktorów, trzeba wyznaczyć dla siebie coś jako priorytet w szkoleniu, trenowaniu, działaniu. Trzeba przyjąć w projekcie treningu, w szkoleniu, to, na co mamy wpływ.     I tu, mimo ciekawych  historii z punktu widzenia widza, rodzica, dziennikarza i ich najczęściej nieobiektywnej puenty , musimy postawić jednak na  twarde parytety. Żeby w ogóle w swojej karierze sportowej znaleźć się w tych strefach, gdzie mówi się o medalach w głównych światowych regatach, musicie postawić  na profesjonalizm, pragmatyzm, zdobywanie pełnej  wiedzy   o dyscyplinie,  musicie postawić na  rzetelne doświadczenie, a w tym na autorytet i odpowiednią wiedzę trenera. Nie należy na swojej drodze treningowo/szkoleniowej „żywić” się sugestiami pochodzącymi z amatorskiego myślenia lub  pod wpływem zwykłych emocji. Powinniście naśladować prawdziwie najlepsze                      i potwierdzone przykłady, które dają efekty o charakterze mistrzowskim, ekstraklasowym.

Nie ma  bowiem suplementów, zamienników, dla wyżej wymienionych wartości.

 Dziękuję, Kajetan Glinkiewicz

PS

Czytajcie moje wpisy, które mają dwa bloki tematyczne:

1. JAK ŻEGLOWAĆ SZYBKO

2. BLASKI I CIENIE POD ŻAGLAMI

 

Dodaj komentarz

Adres elektroniczny nie będzie publicznie widoczny.

*

*