BLASKI I CIENIE POD ŻAGLAMI
NA ROZGRZEWKĘ KILKA KOMENTARZY
NA TEMAT TENDENCJI DZIAŁAŃ NA POLU SPORTOWYM I W PRZEMYŚLE O DUŻEJ KONKURENCJI.
Czy jesteście prawdziwymi miłośnikami żeglarstwa regatowego? Takimi naprawdę stuprocentowymi? Czy na przyjęciach i spotkaniach perorujecie o tym jak żeglować szybko?
Czy szybkość Waszej żaglówki jest całym Waszym życiem i sensem istnienia? No dobrze.
W takim razie poczytajcie.
Otóż głośno jest ostatnio o aferze w Volkswagenie. Chodzi o to, że ten największy koncern samochodowy podawał, że ich samochody z silnikami wysokoprężnymi spełniają wyśrubowaną normę emisji spalin, jaka obowiązuje na rynku amerykańskim.
Taki reklamowy element miał przyczynić się do zwiększenia sprzedaży ich samochodów na rynkach o dużej konkurencji, w Ameryce i Europie.
Ale okazało się mitem to, że te samochody wydychają spaliny poniżej granic określonych norm.
Sprawa ciągnie się dalej i mamy na ten temat nowe i nowe informacje.
Z dużą dozą prawdopodobieństwa sytuacja wygląda tak:
Zdymisjonowany Prezes Koncernu „podyktował” światu cel swojej działalności, jako że silniki w autach koncernu Volkswagena będą tak dobre jak żadne inne auta innych koncernów pod względem spalin.
Głoszone było po cichu przez fachowców, inżynierów właśnie Volkswagena okazało, że to nie wykonalne.
Jakaś zapewne totalitarna władczość owego zdymisjonowanego „prezesiuńcia” była tak chora, że inżynierowie, ponoć w strachu przed nim, wymyślili mniej konwencjonalny sposób na obniżenie wyników szkodliwości spalin, czyli obniżenie tego wyniku tylko „na chwilę”.
Na chwilę, czyli tylko podczas trwania testu!!!!
Zaraz potem Smyth, Kramer, Kowalski, Rodrigues, Oland drajwowali swoimi Volkswagenami wydalając więcej tlenków azotu niż myśleli. I ktoś to odkrył. Odkrył, jak na rynku pojawiło się już sporo ( około miliona) tych aut z silnikiem, który jest
NIEWYKONALNY TECHNOLOGICZNIE na teraz.
Jaki jest morał z tego procederu?
Otóż wg mnie oszustwo nieskoordynowane. Prezesiuńcio Volkswagena działał hasłowo, kilka lat mu się udawało być na fali, gdzie mit o jego „potędze/władzy” pozwolił mu zarobić krocie, ale jemu głównie.
Aż nagle mit pękł! Wpakował w prawie nieodwracalne koszty całą „rzeszę” ludzi Volkswagena i kraj.
Ponadto brak szacunku prezesiuńcia do fachowców/inżynierów. Brak pokory, a może wymaganej wiedzy. Przecież nie musiał wcale z taką pewnością siebie pchać się na wynik, który nie miał racjonalnych podstaw. Zlekceważył fachowców od techniki, zlekceważył doświadczenia ludzi, którzy te doświadczenia mieli !?
Dobrze, że są takie zjawiska, wypaczenia właśnie w takim mocno zorganizowanym świecie, świecie demokracji, z prawem egzekwowalnym, bo są duże wpadki, które nie uchodzą na sucho.
Dla przykładu.
Oczywiście nie jestem zidiociałym optymistą, wierzącym, że nic nie uchodzi tam na sucho.
Na pewno tak nie jest, choć szkoda. To czyni w tym świecie kolejne próby przemataczania, zawsze „czegoś” , jak nie tam to tu, jak nie tu to tam. Wszystko przez ludzkie słabości, głównie dążenia do władzy przy użyciu łokci, nie zaś merytorycznego rozsądku, zdrowej kalkulacji bez takich rzeczy jak „ lub czasopisma” „ pomroczności jasnej” czy „etatu” (np. w PZŻ, a już umowa menadżerska to nie) …..itd.
Pojawia się też nowa afera w sporcie.
Rosyjscy lekkoatleci na dopingu płacący za nieujawnianie wyników tzw. pozytywnych (prób nafaszerowanych dopingiem), „kierownik laboratorium antydopingowego zniszczył 1500 próbek na kilka dni przed audytem WADA-y” i już, albo wydalanie rosyjskich przedstawicieli ze struktur władz Lekkiej Atletyki.
Czy też dość realne oskarżenia o kupowanie organizacji Mundialu w Niemczech i teraz w Rosji.
Co za ludzie stoją za takimi pomysłami? Kto z decydentów prowokuje łatwość przyznania różnych wydarzeń sportowych gdy…..
Trzeba czyścić coraz wydajniej procedery wyżej opisane.
Np u nas.
Mamy multipla wodza, który ma wiele, bardzo wiele najwyższego szczebla funkcji, nota bene
świetnie sobie radzi z tym ogromem. Tak twierdzi. I ja też tak twierdzę. Szczególnie, że pasuje do tej jednej z ostatnio otrzymanych funkcji vice prezesa PZŻ. Nareszcie pasuje mentalnością i ( nie) konieczną odpowiedzialnością. Może trochę nie pasuje powagą, ale się dotrze za paręnaście lat, jak się postara, choć wielu z nas już nie będzie w pobliżu.
Ale przyjrzyjmy się temu jak do tego doszło, że prezes „ trafił w dziesiątkę”.
Otóż człowiekiem ( mówię o roku 2013/14) w zarządzie na stanowisku vice prezesa miał zostać pchany przez środowisko regatowe Karol Jabłoński i być na etacie. Dostał pstryczka od dyrektora i prezesa i odfrunął poza PZŻ.
Namaszczany przez Kaczmarka Maciej Bardan na vice prezesa sportu dał pstryczka Kaczmarkowi i wyfrunął poza struktury PZŻ. Ponoć chciał dokonać zmian niewygodnych dla Chamery i jego bosa. Bez zrozumienia.
Na to wszystko, jednak po dłuższym myśleniu , Kaczmarek przesunął Chamerę dyrektora wraz z legitymacją i biurkiem na funkcję vice prezesa do spraw sportu, tym samym dając prztyczka nam wszystkim. ( zaoszczędził jedno biurko). Nie przeszkadzało mu, że będzie dwóch w zarządzie biorących pieniądze z budżetu!!! Idźmy dalej.
Ale ponieważ na wniosek ówczesnego vice prezesa do s. sportu Karola Jabłońskiego powołano, otrzymano zgodę Ministerstwa , funkcji trenera głównego, to Karol musiał zrezygnować z funkcji w zarządzie, żeby objąć tekę trenera głównego (2014 rok).
No ale nie „ otrzymał” . Mój cudzysłów powinien Wam wiele zaprezentować. Ale żeby było śmiesznie, to zdradzę Wam, że ja także złożyłem swoją aplikację na to stanowisko, co musiało rzucić blady strach na twarzy „jeszcze dyrektora”. Choć była by to „mission imposible”.
W tej sytuacji „zgodził się” Paweł Kowalski ( decyzja zapadła 2 tygodnie po terminie”/ patrz pya.com.) więc było trochę kombinacji typu alpejskiego, choć bez porzucania desek, bo one” są dla niego jak złote jaja znoszone przez kurę”. Tak musiało być , bo nawet nie otrzymałem żadnego, od naszej administracji związkowej, powiadomienia o ich decyzji. A w nie chamskim świecie wypadało podziękować na piśmie i przekazać może jedno zdanie więcej. Walsie. Przyjął bym to z uśmiechem na ustach. Po czym sięgnął bym po pudło z cygarami i powiedział do mojego psa żeglarza…. coś się zmienia w PZŻ. On nawet podał by mi ogień, taki jest uprzejmy.
Dalej.
Mamy więc teraz dwie osoby które są w zarządzie i pobierają wynagrodzenie. Ala jedna jest na etacie, a druga pobiera pieniądze i to nie małe, w inny sposób, na podstawie innej umowy niż „etat”. Poważnie. ( Jest prawdą, że może być tylko jedna!) Kaczmarek zna się na prawie i wie jak się poruszać. Mam wrażenie, że większość ludzi zarządu działa wg zasady, ” że to co im służy jest moralne”.
Ale spokojnie. Jest tego tak dużo, że można się pogubić. Zostawmy te tak zwane kruczki socjotechniczne. One są dla dobra przecież ….. ale na razie nie ogarniam jakiego.
I teraz mamy arcy demokratyczną sytuację, – i tu uczcie się młodzi…, gdzie w rękach jednej osoby skupione są dwie władze, ( cicho, skupcie się) które mają się formalnie kontrolować i uzupełniać! … co dyrektor nie może to pchnie do vice prezesa. ( tej samej osoby).
Tak więc się kontrolują. Dyrektor zleca vice prezesowi, coś tam…… a vice prezes kontroluje dyrektora, że coś tam….. I wszystko wewnątrz jednego człowieka. W ramach tej samej osoby. Jak widać można wszystko. Może nawet mówią do siebie…hej dyrektorze…..tak słucham panie prezesie…..a w pokoju tylko jeden człowiek….. idę do toalety…….. nie, nie możesz teraz bo czytam bloga….
Chyba muszę dostać jakiejś pomroczności jasnej, żeby to ogarrrnąć!
Do czego zmierzam w tym wpisie?
Do tego mianowicie, że walki o władzę, wpływy,” sławę” ( wiecie co znaczy cudzysłów u mnie) , pychę rządzenia, są zbyt często oddalone od najważniejszych, tych merytorycznych treści, bogatych w potrzebną wiedzę metodyczną i fachową, przeznaczoną dla uczestników regat olimpijskiego poziomu.
Czyli dla WAS, nie zaś dla Związku samego w sobie.
A przypadki takiego działania są częstsze w sporcie niż w realnym życiu np. gospodarczym, które jest pod lupą poważnych instytucji administrujących, kontrolujących ich działalność.
Kaczmarek miał szanse być liderem od tej dobrej drogi, ale nie jest.
Nie martwię się o nasze żeglarstwo teraz. Nic się już nie da naprawić ani zepsuć. Co miało być zepsute zostało zepsute. Ale z naprawianiem to już nie jest takie proste. Pozostają kruczki socjotechniczne i odpychanie odpowiedzialności….
Widać to po działaniach osoby siedzącej w fotelu trenera głównego. Nic nie będzie zmieniał, bo może zepsuć. Tylko chwali, a to nie absorbuje żadnego czasu, trochę pozorów i tyle. Jest miły…. dla tych z którymi siedzi…. nie ma odwagi . Chwali, bo oczekuje rewanżu( tak sądzę). Mówi, że mamy w Polsce świetnych trenerów,………… chyba nie wie, że istnieją inne klasy niż deski. ( posłuchajcie wywiadu w „ Żagle.tv” w okresie Mistrzostw Polski). Ja nie mówię, że nie mamy.
Chłop nie miał wiele do powiedzenia w sprawie „prawej nogi” żeglarstwa. Klas jednoosobowych np. Tam wszystkie działania i środki finansowe pchają ten wrak w dół do dna.
Bo trenerzy muszą umieć opisać prawidłowo techniki oraz muszą umieć ich nauczyć. Żeby być trenerami wektora olimpijskiego.
4 lata prawie „czynił” Finna na nową modłę trener Piasecki i na chwilę ważną w kwalifikacjach wypstrykał się nareszcie.. Od 3 lat Finn nurkował do 4-tej dziesiątki głównych imprez. A miało być tak pięknie. Tyle lat i tyle forsy!
„Odszedł” i nawet nie wiem, czy choć się czegoś nauczył trudnego o tej konkurencji. Np. opisać techniki, opisać sprzęt???? Wiem, że polubił bardzo motorówkę którą dostał w spadku. Też bym ją polubił!
Klasa Laser Standard. ……..
4 lata Kacper Ziemiński trenuje w Chorwacji z grupą Chorwatów i jednym Cypryjczykiem. I ani myślał o spędzeniu choć jednego dnia z polską kadrą trenerską. Dźwignął się tam, a tu została kupa gruzu. Nic.
Laser Radial.
Miało być tak pięknie. Powołano, chyba w wyniku jakiejś przysługi/rewanżu „trenera” o „ wielkiej edukacji” i aspiracjach. Miał zarządzać całym polskim Laserem od małego do dużego. Zarządzał…… i zarządza nadal……słyszałem, że mówi o sobie „prezes lasera”….
On zarządza, a Agatę Barwińską trenuje Wojtek Janusz. Osobno, poza kadrą głównie.
Fantastyczny układ Panie Kaczmarek i Panie Kowalski. I co z tego zostanie.?
Wynik jest taki. 3 podstawowe klasy ( najwięcej uczestników) leżą w gruzach.
Uratowali się tylko Ci, którzy zwiewają z PZŻ-tu na swoje.
A szkoda, bo PZŻ z tym budżetem miał potencjał wielki. Na wielką zmianę w materii szkoleniowej. Czyżby „szkolenie dyrektorów sportowych” w AWFi S było na miernym poziomie. Że niektórzy potrafią tylko dzierżyć twardo władzę na wszystkich frontach, odpychać , wypychać, ale poziom szkolenia jaki prezentują jest jak zgniłe jajo?
Są też mimo wszystko jaskółki regatowych efektów.
49-er.
Wspaniała konstrukcja, genialna, zorganizowana technologicznie do końca ….kto by nie chciał na niej żeglować? Jest tak zorganizowana technicznie, że wręcz „Łatwa” w szybkim ogarnięciu jej. Jeżeli w ogóle możemy mówić, że coś co olimpijskie jest łatwe? Ale bodajże 7 ostatnich lat Paweł Kacprowski sumiennie i cierpliwie trzyma tą klasę na optymistycznym poziomie. Dobrze, że Chamera go nie wyrzucił po pół roku. Cierpliwość i czas to jakby miód na efekty. Opróc rzecz jasna warsztatu. Klasa jest w Polsce 18 lat, jak w innych krajach. Mieliśmy w niej sporo wyników. A też sporo nazwisk, które po w miarę krótkich treningach dawały radę wbijać się w TOP. Nigdy natomiast na dłużej.
470.
Agnieszka Skrzypulec, utalentowana, czy dobrze wytrenowana ? To trudna odpowiedź. Ale jak patrzę przez lata, po rzuceniu 470-tki przez Piaseckiego Patryka, jest PUSTO dookoła. Agnieszka Skrzypulec nie potwierdza reguły. Leon Wróbel w tym miejscu drapie się po głowie. ( Dawny Mistrz)
470 to klasa dla Polski. Mamy Cadety,L’Equipe, 420-tki i nic z tego nie ma. Nawet nie wiem czy Agnieszka żeglowała w jakiejś z tych klas??? A może 470, głównie mężczyzn, jest znacznie trudniejsza od 49-era. Chyba tak. Od lat nie ma efektów jakby siła sprawcza PZŻ nie istniała. Jakby liczyła na prywatne inicjatywy.?
Więc Agnieszka i Irmina wycisnęły dobry wynik w Izraelu i będą w Rio razem z Jolą. Z tą po Londynie nie dogadał się PZŻ. I startuje w Austrii i wygrywa!!!!! Ale nie w polskich barwach. Wkurza mnie, że w austriackich.
Martwię się o nasze żeglarstwo olimpijskie i przygotowawcze po Igrzyskach w Rio, bo z tymi ludźmi nie doczekam się poziomu metodyki szkolenia, ze strategią ” antycypacji” czyli wizji metod i środków na dalekie lata do przodu. Łatwiej jest zbudować betonowe na lata komercyjne obiekty w Gdyni koło wody, niż Uniwersytet sportowy, czyli ciało metodyczne, wyedukowane na wszystkie konkurencje żeglarstwa olimpijskiego i przygotowawczego. To jest tylko możliwe przy wydatnym udziale budżetu Państwa i nas doświadczonych, czyli w jakiejś organizacji- ramieniu Państwa. Na razie to jest PZŻ. Ale PZŻ rządzony przez kompletnie nie „ regatowców”, nie da rady.
I to jest złe.
Ale Armagedonu nie będzie w żeglarstwie.
I to za sprawą ludzi, a nie Związku.
Już większość żeglarstwa jest w rękach ludzi, narodu. Nie potrzebują PZŻ-tu. Więc mamy przykry stan przejściowy. Jesteśmy jedną nogą jeszcze w starym układzie. Który broni obecny stan.
To tylko Państwo potrzebuje PZŻ !
Ale tylko dlatego, żeby miało gdzie przesyłać środki finansowe na sport, z mocy ustawy.
Do usłyszenia.
Kajetan Glinkiewicz
Czytajcie mnie w dwóch blokach tematycznych:
1. Jak żeglować szybko
2. Blaski i cienie pod żaglami
Moich czytelników czekających na rozbudowaną opowieść o tym jak się przygotowywać na ściganie w łódkach typu 720 przepraszam, ale jeszcze nie znalazłem czasu.
Warto stosowac zasady, ktore madrzy ludzie wymyslili wiele lat przed nami, tyle komentarza do sprawowania wladzy i wykonywania.
„Kiedy w jednej i tej samej osobie lub w jednym i tym samym ciele władza prawodawcza zespolona jest z wykonawczą, nie ma wolności, ponieważ można się lękać, aby ten sam monarcha albo ten sam senat nie stanowił tyrańskich praw, które będzie tyrańsko wykonywał. Nie ma również wolności, jeśli władza sądowa nie jest oddzielona od władzy prawodawczej i wykonawczej. Gdyby była połączona z władzą prawodawczą, władza nad życiem i wolnością obywateli byłaby dowolną, sędzia bowiem byłby prawodawcą. Gdyby była połączona z władzą wykonawczą, sędzia mógłby mieć siłę ciemiężyciela.”
— Monteskiusz, O duchu praw